|
|
p o s s e s s e d t o u r 2 0 0 3
|
Possessed Tour 2025 - Gdańsk / Rudy kot / 1.06.2025 - "Zjebane bo polskie"
Jeszcze na długo przed koncertem zastanawiałem się jak to będzie... co mi przyjdzie pisać i jak to zrobić żeby fajnie się czytało. Żeby dobrze odzwierciedlało atmosferę panującą zarówno na samej scenie jak i całej sali. Z każdym mijającym kwadransem jednak okazało się, że obawy moje, co do kształtu relacji były zupełnie niepotrzebne. Każda mijająca chwila utwierdzała mnie w przekonaniu, że relacja ta będzie na swój sposób czymś szczególnym...
Słonko jeszcze prażyło całkiem miło, kiedy to pojawiłem się na miejscu, tuż po godzinie osiemnastej. Przy drzwiach wejściowych porozklejane plakaty dumnie ryczały o zapowiadającej się super imprezie, koncert 4 ciekawych zespołów w tym, jakby nie patrzeć, gości ze Słowacji oraz - co mnie niesamowicie zaskoczyło - dorzucone 3 zespoły na rozgrzewkę. Super - pomyślałem - będzie git. Cena 10zł za wjazd wydała mi się na tyle komicznie śmieszna, że spodziewałem się bynajmniej na wpół wypełnionej sali. Tu się przejechałem na dzień dobry.
Jak się okazało na sali parę minut, przed wskazaną godziną rozpoczęcia koncertu, czyli planowaną osiemnastą trzydzieści, sala poza paroma osobami, w tym członków mających za zadanie rozgrzać publikę kapel, była pusta. Ba, nawet dechy sceny były praktycznie puste, nie było nawet rozstawionych garów. Hmmm - pomyślałem - ok, szykuje się standardowa godzina poślizgu, do której dawno zdążyłem przywyknąć... Zakupiłem sobie pićku, zasiadłem przy obranym stole, fajury w ruch i siedzę... i siedzę...
Zaczęły się schodzić znajome twarze... Sala jednak wciąż skąpo wypełniona... minęła19:30, minęła 20:00... minęła 20:30... Jest - fajnie sobie pomyślałem. W pewnym momencie nie wytrzymaliśmy ze znajomymi i oklaskami podziękowaliśmy pykającemu samotnie perkusiście Sonheillon, który pobudzony zachowaniem publiki, popykał jeszcze ciutkę. Jest nieźle - sobie myślę - niech no jeszcze zasilanie padnie w trakcie koncertu, który miał się zacząć ponad dwie godziny temu, i będzie "Teraz Polska"...
Godzina 20:45 zaczyna grać Sonheillon. Cóż, nie jest to raczej kapela, którą wrzuciłbym na pożarcie wkurwionej publice czekającej na death metalową rzeźnie w postaci Dark Legion, Mutilation czy w końcu Contempt. Ale luz, nie skończyli grać pierwszego kawałka gdy mikrofon odmówił jakiejkolwiek współpracy, czego pan za sterami wydawał się nie dostrzegać. Brawo proszę państwa, brawo. W sumie to w tym momencie powinienem wstać i wyjść z sali gdyby nie to, że ciekawość mą ściągnęły na ten występ przede wszystkim Mutilation i Contempt.
Po doprowadzeniu mikrofonu do ładu, bądź też jego wymiany - mały chuj mnie to tak naprawdę interesowało - Sonheillon podkręcili ciutkę atmosferę sztandarowym "Come To The Sabbath" - nie muszę mówić czyjego autorstwa. I czego by ktokolwiek nie powiedział, to ja poczułem ten dreszczyk, po który przyszedłem. Prawdę mówiąc, mogliby ten kawałek zagrać z 3 razy i dalej bym odczuwał tę dziką rozkosz, ale to taki mój osobisty jobel. Nic to. O godzinie 21:15 zakończyli swój repertuar. O 21:15 zakończył grać pierwszy z 7 zapowiedzianych na ten wieczór zespołów. Jest nieźle - po raz kolejny sobie myślę - albo połowa zespołów nie zagra, albo polecą skrótowo po 20 minut każdy. Daleko strzał mój nie padł od prawdy.
Kolejny zespół - Tehace - jak już odpalili, to pojechali do końca bez chwili oddechu miażdżąc co dało radę, nie szczędząc siebie ani publiki. Bardzo ładnie. 21:40 i po krzyku... Co dalej... Na scenie pojawiają się muzycy Mutilation. Zdziwiło mnie to tak bardzo jak i hasła, które mnie dochodziły z różnych stron - "kto to?" Lecę na szybkie lanie. Cóż... Dark Legion wypadł z zapowiedzianego zestawu. Dochodzi 22:00 i jest Mutilation, a obawiałem się, że będę czekać do usranej biorąc pod uwagę, że wg rozpiski zagrać powinni przedostatni. Część zebranych ludzi jednak zaczyna opuszczać salę. Dziwne.
Rusza machina i jest prawie tak miło jak się spodziewałem. Mając na uwadze, delikatnie mówiąc, skurwione jak zwykle nagłośnienie, to jest zajebiście. Daję radę rozróżnić grane kawałki, słychać wokale i chłopaki się nie szczędzą na scenie - tak jak być powinno. Podoba mi się. Milutkim akcentem był cover "Mutilation", nie musze mówić czyj, wyryczany w duecie z Lubo z Contempt. Wszystko pięknie, wszystko fajnie, kawałki się dość dobrze sprawdziły na żywo - jak przypuszczałem. Tylko krótko. Czuję niedosyt. To po to oni przejechali taki szmat drogi, żeby zagrać niepełne 30 minut? Promując powrót na scenę po wieloletniej nieobecności i ciepło wydany krążek? Nieźle. Bardzo nieźle. Do występu przygotowuje się Contempt. Lecę na kolejny sik.
Nim zdążyłem wrócić Lubo jechał już z ekipą całą parą, po trupach do przodu. Tu niestety dało się we znaki nagłośnienie, które jak na mój gust zupełnie nie poradziło sobie z nawałnicą, jaką rozpętał, również promujący nowy krążek Słowacki Contempt. Największe poruszenie wywołał cover Slayera, który sam w sobie był bynajmniej czytelny. W sumie, to trudno mi cokolwiek więcej powiedzieć na ten temat, poza tym tylko, że gwiazdy wieczoru grały tyle czasu, co garażowe kapelki na przeglądach młodzieżowych... 
Dochodzi 23:00... Zaczekam jeszcze troszkę - mówię sobie - i zobaczę, co pokażą pozostałe zespoły. Jednak po 15 minutach stwierdzam, że nie dam rady, na sali pozostaje może 50 niezbyt entuzjastycznie wyglądających niedobitków. Nie mam sił na wchłanianie dźwięków, których nie potrafię skleić w jeden sensowny zestaw. Niestety Eternal Tear nie przekonali mnie do siebie na żywo - czego nie mogę powiedzieć o studyjnych dokonaniach. O Tromsnar już tylko się dowiedziałem z drugiej ręki, że wypadli ciekawie.
O ogólnie panującej atmosferze na sali niech świadczy choćby zupełny brak soczyście pijanych, gorących, nastoletnich cipek... jak nie-koncert. Uciekam z miejsca zamieszania w czarną noc. Zarzucam walkmana na uszy kojąc umysł, tym samym rozmyślając o tym jak bardzo skurwiony jest nasz kraj...
Wracając do domu zastanawiałem się, co tak naprawdę było takiego dobrego w tym koncercie, żebym mógł powiedzieć z ręką na sercu, że cieszę się, że byłem. Dalej się zastanawiam. Tak jak na początku zastanawiałem się jak ktoś może nie chcieć iść na koncert, z tyloma zespołami za pieprzone 10zł, tak teraz chyba zaczynam to rozumieć. Serce się kraja. Wydawało mi się kiedyś, że koncerty służą przede wszystkim promocji zespołów. Po opisanym koncercie skusiłbym się na głębszy wgląd w działalność jednej, może dwóch kapel. Dwóch z siedmiu zapowiedzianych. I to tylko może. Z jednej strony chciałbym każdej fance i każdemu fanowi ostrego grania powiedzieć - kurwa wspierajcie metalową scenę, bez Was jest ona nic nie warta - bo taka prawda. Z drugie jednak strony ten, kogo nie było, nie ma czego żałować - i to też jest prawda. Smutne, lecz prawdziwe. Tylko gdzie w tym wina zespołów?
Amen.
- Lord Darnok.
|
|
|