Zaprawdę, człowiek jest królem dzikich bestii, gdyż przewyższa je w okrucieństwie. Żyjemy kosztem śmierci innych, jesteśmy cmentarzyskami.
-Leonardo Da Vinci

m e n u

g ł ó w n a
n e w s y
r e c e n z j e
w y w i a d y
k o n c e r t y
m p 3
t a p e t y
w   i m i ę   p a n a
s i o s t r z y c z k i
b o d m o d
l i n k i
b a n e r y
k s i ę g a
k o n t a k t

g o d n e   u w a g i













Top 100 Metal.pl Sites

Enter Best Metal Sites Toplist

Diabolous.com News

Bądź na bieżąco z nami!

Dodaj swój adres email:

   


r e c e n z j e

CLIMATE - "Evil Comes From..." - Promo 2025 / "The Wheel Of Time" - Promo 2002


"Evil Comes From..." / Promo 2025
01 From The Abyss
02 The Great Attack Of Chaos
03 Infernal Dream
04 War Against War
"The Wheel Of Time" / Promo 2002
05 Early Death
06 The Choice
07 Mercyful Pain
08 Infinity
09 Tragical Consequence

      Kolejny podwójny pakiet przybył do nas tym razem z Chełmu. Mam tu jedna maluni problem. Teoretycznie powinienem zachwalać jak bardzo zespół rozwinął się i o ile lepszy jest najnowszy materiał w porównaniu do poprzednika. Niestety nie mogę jednak tego zrobić w tym przypadku i dziwnie mi jakoś z tym. Trudno się mówi, krążek wzięty w obroty po raz enty i czas na parę konkretów... Muza z obu promo jest ciekawa i to trzeba przyznać.
      Osobiście, zeszłoroczny "The Wheel Of Time" z paru względów namaszczył bym ją tytułem zgrabnej mieszanki thrashu z heavym ze szczyptą deathowych zagrań. Ten ostatni dodatek jednak traci tu na sile przebicia ze względu na ogólne brzmienie materiału, które zdecydowanie bardziej mi pachnie thrashem. Do samych wokali musiałem się ciutkę dłużej przyzwyczajać jako że odstają od całej masy przewalanej przeze mnie ostatnio muzy. Powiedziałbym o nich... hmmm... naprawdę dobry materiał na dobry wokal. Moim zdaniem jednak trzeba by go jeszcze dopieścić, popracować troszkę, może nawet nie kombinować zbyt dużo i nie szukać za daleko...
      "Evil Comes From...", żeby było ciekawiej wchodzi dużo głębiej w deathowe kręgi pozostawiając heavy w szarym kącie. Zarówno za sprawą niższego wokalu jak i zdecydowanie cięższego wiosłowania materiał ten jest potężniejszy. Tu zdecydowanie wyróżniłbym smakowity kawałek "War Against War". Solowe popisy wydają się równie sympatyczne jak na materiale z 2002 roku. Choć jest to cały czas ten zespół to osobiście odnoszę wrażenie, że w klimatach z "The Wheel Of Time" lepiej się sprawował. Być może po prostu mi bardziej przypasował, może do takiego się zdążyłem przyzwyczaić. Choć najnowszy materiał po kolejnym przesłuchaniu okazuje się równie ciekawy, może i brzmi bardziej dojrzale, to czegoś mi jednak tu brakuje abym mógł szczerze powiedzieć, że jest zdecydowanie lepszy. Na pewno jest inny. Myślę, że czas pokaże w którą stronę Climate pojedzie w najbliższym czasie z kolejnymi propozycjami i wtedy będzie można cokolwiek tak naprawdę oceniać.
      W muzyce Climate sporo się dzieje i nie da się tego nie zauważyć. Jest tu potencjał i mnóstwo pomysłów na naprawdę dobry materiał. Jest interesująco a prezentowane kawałki wpadają w ucho - to się ceni i to się chwali panowie! [-Lord Darnok]
http://www.climate.republika.pl

powrót

DEVILYN - "The Past Agains The Future"


"The Rule" / Demo 1994
01 Intro
02 The Rule
03 A Shadows Of Acheron
04 Into Centuries
05 My Own Creations
06 Illusions
07 An Astral Sleep
"Promo 2002"
08 Deceived Conscience
09 Testimony
10 The Past Against The Future
11 Heartwork [Carcass cover]
Reborn In Pain [video clip]


      Jeszcze niespełna rok temu w wywiadzie dla Diabolous.com, Bony wspominał, że najprawdopodobniej nic nie da się zrobić aby wypełnić lukę pomiędzy "Artefact" i kolejnym albumem studyjnym. A tu taki figiel i mamy całkiem ciekawy krążek, i chyba nie przegnę zbytnio stwierdzając, że jest on jednym z lepszych tzw. składaków, które miały okazję przewinąć się przez moje łapska. Nie będę ukrywać, że najbardziej przy takich akurat okazjach zastanawiam się czym dany band/wytwórnia postara się nakłonić fanów do nabycia materiału demo zespołu sprzed prawie dziesięciu lat.
      Pierwsza część "The Past Against The Future" materiał zarejestrowany jeszcze pod szyldem Cerebral Concussion, i jest to materiał, który i dziś spokojnie mógłby konkurować z resztą sceny. Ostra, nie pozostawiająca miejsca na zaczerpnięcie tchu, death metalowa jazda. Instrumentalny "Illusions" choć wydaje się jakby z innej bajki, jest na swój sposób niepowtarzalną podróżą w te spokojniejsze rejony duszy, przed zamykającym pierwszą część płyty "An Astral Dream".
      Kolejne trzy kawałki pochodzące z Promo 2000 to zdecydowanie bardziej złożone kompozycje. Mimo, że ta różnica jest do wychwycenia, osobiście słucham tegoż krążka jednym tchem i wszystko się doskonale trzyma kupy. To ten sam zespół, naturalny rozwój. Słucham i słucham i czekam na cover Carcass, który po pierwszych wyziewach powala mnie na kolana. Kurwa mać - to jest dopiero cover! Choć odnoszę wrażenie, że dźwięk jak na mój gust został odrobinę zbyt przekręcony, pozostaję pod wrażeniem. Nie wiedzieć czemu jednak, nie potrafię skojażyć sobie imienia na "W" z nazwiskiem Steer... Will Steer? ...Czepiam się. Jedyne co tak naprawdę mnie przyszkadzało słuchając "The Past Against The Future", to chorobliwe dzwonienie w uszach tu i ówdzie. Do całego pakietu dołączono jeszcze, jakby tego wszystkiego było mało video clip "Reborn In Pain", który w pewien sposób pozwala spojrzeć w twarz prawdzie i oswoić się z diabłami odpowiedzialnymi za zarejestrowany materiał... i zapachniało mi z niego potężnym Benediction... ot tak po prostu, nie wnikam czemu.
      Zdecydowanie udany pakiet. Prawdziwa perełka dla fanów potężnego, brudnego, bezkompromisowego death metalu. [-Lord Darnok]
http://devilyn.metal.pl

powrót

DISSENTER - "Contamination"


01 Intro
02 Contamination
03 Unholy Sight
04 In Flames Of Hate
05 Dawn Of Dignity
06 Ugly Corpse Of The Angel
07 Born From The Dead
08 Dirge Of The Deceased
09 Death Bringer
10 Misty Mankind

      Tak proszę Państwa - stało się. Empire Records zapowiadało ten krążek jako "prawdopodobnie najlepszy krążek death metalowy tego roku". Tym razem muszę powiedzieć, że podpisuję się pod tym z czystym sumieniem. Ba! W przeciwieństwie do poprzedniego krążka, który jakoś do końca mnie nie przekonał, tak zaprezentowany tym razem "Contamination" w znacznej mierze posiadł moje zmysły.
      "Contamination" polecam zdecydowanie wszystkim w jakimkolwiek stopniu zafascynowanym Immolation i innymi gwiazdorami podobnego kroju, podążających tą najpotężniejszą ścieżka death metalowego grania. Materiał jest konkretny, pełny i bezlitośnie gęsty pod każdym względem. Tu nie ma zmiłuj się. Krążek ten, wbrew moim najśmielszym oczekiwaniom okazał się być perełką. Perełką, jakiej dawno nie słyszałem. Choć nie powinno być mowy o jakimś niezdrowym konkurowaniu - bo przecież nie o to w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, to "Contamination" jest płytą, która śmiało może stawać na jednym ringu z największymi tego gatunku. Na moim skromnym rankigu, jest to zdecydowanie najlepszy death metalowy krążek pierwszej połowy tego roku. Nie mam nic więcej do dodania. [- Lord Darnok]
http://www.dissenter.prv.pl

back

DOOMSTONE - "Disharmonic"


01 Intro
02 Hypocrites
03 Sleepwalker
04 Killing Ground
05 Evolutions Wheel
06 Extinction
07 Lost
08 Infection
09 Faces
10 Misanthrope

      Niech mnie szlag, ta płyta jest naprawdę zróżnicowana! Nie myślcie jednak, że ta różnorodność pochodzi od zróżnicowanych charakterów utworów. Muzyka jest naprawdę interesująca i posiada mnóstwo różnych elementów, skupionych wokół death-thrash metalowego rdzenia. Doomstone pochodzi z niemieckiego miasta Trier, a "Disharmonic" jest drugim albumem zespołu, wydanym przez Source Of Deluge Records. Krążek zawiera 10 ścieżek solidnego, wysokiej klasy energicznego grania. Po prostu wyobraźcie sobie wyśmienite połączenie death-trashowych riffów z black metalowymi wokalami, melodyjnymi strukturami i przednimi solówkami z łatwością wbijającymi się w Wasze głowy, a wszystko to dość oryginalne i bardzo fajnie wyprodukowane. Zaiste kopie w dupę, możecie wierzyć, lub nie... a kto nie wierzy, niech zdobędzie tą płytkę i sprawdzi samemu! Najlepsze, co w tym miejscu mogę zrobić, to pokrótce przybliżyć Wam zawartość tego wydawnictwa... Po króciutkim psycho-industrialnym intro usłyszeć możemy kawałek zatytułowany "Hypocrites". Wyczuwalna początkowo stara szkoła death przechodzi w melodyjny thrash pośrodku utworu. Wprawne zmiany tempa i niezła rytmika kontrastują ze sobą, jednak miło jest pomachać główką podczas słuchania tejże kompozycji. Utwór kolejny jest szybszy, bardziej dynamiczny, w typie black w kilku frazach i dość "szwedzki" pod solówki. Bestialskie wokale, od niskiego growlingu do wysokiego, blackowego wrzasku, są naprawdę potężne. Numer ten należy do jaśniejszych stron tego albumu, jednak prawdziwym killerem jest dopiero "Killing Ground"! Nietrudno tu wyczuć nieco ducha Chucka (RIP), kilka partii jest po prostu "jazzowych". Spodobał mi się także kawałek pt. "Extintion". Jest doprawdy potężny, brutalny, a praca gitar jest chwytliwa i nieco melodyjna. Rozwalił mnie tu motyw "Mirror mirror on the wall" i końcowa solówka. Kompozycja siódma łączy stonowanie z intensywnością i różnorodnością wokalną. Thrashowy "Infection" jest z kolei chwytliwy i wręcz zaprasza do pogowania, jednak godny szerszej uwagi jest numer ostatni, zatytułowany "Misanthrope". Mamy tu pokręcone zmiany tempa i sporo przejść, które mi się podobały. Wydawnictwo to trwa 40 minut, jednak kiedy się skończy, z pewnością będziecie mieli nieodpartą chęć posłuchać go jeszcze raz i jeszcze. To jest pieprzoną zaletą "Disharmonic"! Jeżeli kręci Was dobre metalowe granie, będziecie ten krążek uwielbiać!
Więcej info http://www.doomstone.de

back

ELYSIUM - "Feedback"


01 World Hello Day
02 Feedback
03 Aeolian Choreography
04 4.48 (For Sarah)
05 Sinusoid Forward
06 Venus Project
07 Departure Fresco
08 Digital Future Anthem
09 Suicide Generation


      Żar z nieba leje się dziś nie lada! Przede mną zmrożona puszka piwa o drewnianym smaku, a z głośników mojego nieśmiertelnego zestawu "haj-fi" dobywa się zawartość trzeciej płyty wrocławskiego Elysium. Mimo, że wydźwiękowi tej muzyki daleko do pozytywnych aspektów pasujących do zatłoczonej nadmorskiej plaży, jakoś dziwnie mi ona w ten upalny dzień pasuje. Ale do rzeczy...
      Muzyka zawarta na "Feedback", to przemyślana mieszanka thrashu i melodyjnego death metalu. Kiedy trzy lata temu miałem okazję obcować z "Dreamlands", debiutanckim krążkiem zespołu, muzykę Elysium określałem mianem mrocznego death gotyku. Było tam sporo klawiszowego klimatu, a kawałki utrzymane były raczej w średnim tempie. Jak zwał, tak zwał... Rozwój stylistyczny, to przecież zjawisko normalne i wręcz pożądane. Dziś Elysium powrócił z albumem dynamicznym, świeżo brzmiącym i - co najważniejsze - dojrzałym. Pod względem produkcji też nie mogło być lepiej. Nowy materiał elektryzuje i niesie ze sobą dawkę technicznego czadu. W tej muzyce naprawdę się dzieje. Instrumentalny całokształt oraz wokalna maniera Maćka Miskiewicza sprawiają, że twórczość Elysium zamyka się w ramach charakterystycznej dla tego bandu stylistyki - niełatwo wskazać zespół, który w Polsce grałby podobnie. Pod względem aranżacyjnym kompozycje nie są przewidywalne. Raz po raz muzycy zaskakują nas jakimiś smaczkami. W utworze pierwszym jest to ciekawa zmiana tempa oraz klangowany bass, natomiast w tytułowym "Feedback" bardzo spodobały mi się charakter i chwytliwość muzycznej struktury. Kawałek "4.48 (For Sarah)" za sprawą riffów skojarzył mi się z Dark Tranquility, a "Sinusoid Forward", to kolejny według mnie pretendent do miana przeboju na tym krążku. Jest dynamiczny i porywający - troszeczkę za sprawą ciekawej linii melodycznej wokalu. Numer zatytułowany "Venus Project" jest moim zdaniem kawałkiem łączącym "nowe" ze "starym". Gdzieś od połowy kawałka mamy wolną, nastrojową grę - z klawiszami i bongosami, której brzmieniowo bardzo blisko właśnie do pierwszego długograja zespołu. Z chwilowej zadumy wyrywa nas utwór "Departure Fresco" z bardzo miłym dla ucha riffem melodycznym w refrenie i momentami przesterowanym wokalem. Numer ten płynnie przechodzi do następnego, zatytułowanego "Digital Future Anthem", a kawałku ostatnim mamy solówkę na basie! Płytę kończy "ukryty" kilkuminutowy motyw - nieco ambientowy, nieco industrialny, z noise'owymi samplami, hinotyzującą perkusją i melorecytacjami.
      "Feedback" to materiał dobry i ciekawy - słucha się tego z przyjemnością. Miejmy nadzieję, że zespołu nie będą już nękać zmiany personalne i dzisiejszy jego skład będzie w pocie czoła pracował nad umocnieniem pozycji Elysium na muzycznym rynku. Kto pokłada wiarę w rodzimą scenę metalową, powinien tę płytę posiąść jak najszybciej. [-Deathox]
http://www.elysium.metal.pl

powrót

ENSLAVED - "Below The Lights"


01 As Fire Swept Clean the Earth
02 The Dead Stare
03 The Crossing
04 Queen of Night
05 Havenless
06 Ridicule Swarm
07 A Darker Place


      "Below The Lights", to już siódma duża płyta w dyskografii Norwegów. Krążek ten wydaje się mi nieco dziwny i wiem, dlaczego. Obcowanie z muzyką Enslaved zakończyłem na wydanej w '98 roku płytce "Blodhemn", a ponieważ dwóch ostatnich ich wydawnictw nie miałem okazji poznać, toteż najnowszy materiał jawi mi się w taki, a nie inny sposób. Bez porównania chociażby do nagranego przed dziesięcioma laty "Hordanes Land". Ale przecież nadal to ten sam dobry zespół.
      Chciałbym zaznaczyć, że na posiadanej przeze mnie promówce utwory są w innej kolejności, niż na płycie oryginalnej, dlatego też będę posługiwał się tytułami. Płytkę rozpoczyna marszowy, utrzymany w średnim tempie kawałek zatytułowany "As Fire Swept Clean The Earth". I już jest ciekawie! Klawisze, melodyjne gitarki, bestialski growling na przemian ze snującymi się leniwie czystymi wokalizami. Końcówka utworu na tą samą nutę, jednak z podkręconym tempem. Kolejny "The Dead Stare" jest moim zdaniem najlepszym utworem na płycie. Z heavy metalową (!) solówką, najpierw dynamicznie, a gdzieś od drugiej minuty transowo, niczym Opeth maglujący w kółko doskonale chwytliwy motyw. Zastosowano tu klawisze o hammondowskim zabarwieniu, co mnie osobiście bardzo się spodobało. Trzeci kawałek "The Crossing" jest z początku wolny - instrumentalny, z akustykami. Trwa dziewięć minut i kończy się ostro. "Queen Of Night" z kolei rozpoczyna się fletem, a potem znów mamy przyjemny, połamany rytmicznie transik i miłe dla ucha gitarowe tappingi, czyste wokale kojarzące mi się tutaj z Johanem Edlundem. Numer kolejny zatytułowany "Havenless" zaczyna się nieco folkową przyśpiewką w ojczystym języku Enslaved, w podobny sposób się też kończy, a za sprawą perkusji ma bitewny charakter. W utworze "Ridicule Swarm" mamy nieco ze starego Enslaved, podobnie jest w przypadku zamykającego płytę "A Darker Place" - szybki werbelek, black metalowy wokal, szarpany bass, a pod koniec akustyki i wolniutkie solo... I tak oto rozłożyłem na czynniki pierwsze wszystkie siedem kompozycji.
      Viking metal to już nie jest, ale szczerze ten krążek polecam. Przypomnę jeszcze, że w zeszłym zespół pożegnał się z wieloletnim gitarzystą R. Kronheim'em i nowy krążek został zarejestrowany z udziałem A. Isdal'a. Z kolei już po nagraniu albumu ze składu odszedł Dirge Rep, którego miejsce za perkusją zajął niejaki Freddy B. Jeżeli jednak ktoś ma wątpliwości co do tej płyty, to na zakończenie przytoczę słowa Ivara: "...spróbujcie odmiennych stanów świadomości (kopnijcie się w głowę ... lub bądźcie na czczo i nie kładźcie się spać na dwa tygodnie przed przesłuchaniem albumu)". Hmmm... ja próbował nie będę. [-Deathox]

powrót

FAECES - "Umur" / "Hybrid"


"Umur" /Maj'03
01 Corruption
02 Cockpit
03 After 40
04 Cy Klop
05 Umur
06 All Wet
07 Poverty Causes Cannibalism
"Hybrid" /Sierpień '02
08 New Experience
09 No Sense
10 Blind
11 Diarrhea
12 Conspiracy
13 Flies
14 Lack Of Comprehension [Death cover]
15 Let Me Vomit
16 Rotting Wound
17 Reflections

      Całkiem niedawno recenzji poddane zostały u nas materiały Bloodfeast i już znalazł się kolejny duet zafascynowany death metalowym pruciem w takt elektronicznego garmana. Ku memu miłemu zaskoczeniu Faeses prezentuje nam całkiem ciekawy materiał.
      Pakiet dwóch demosów to krótko mówiąc dobrze zakręcone wiosłowanie, otulone "deep throat" growlem gotowe rozedrzeć pokój ducha w każdym - na kogo wypadnie na tego bęc. Masa ciekawych zagrywek, czuć potencjał i przyzwoite zaplecze muzyczne. Biorąc pod uwagę dość amatorskie warunki w jakich materiał został zarejestrowany, to strach pomyśleć moc jaką te demosy byłyby w stanie oddać przy profesjonalnej obróbce. Choć programowane "tin tin tin" potrafi mnie wyprowadzić czasem z równowagi, tomuszę przeznać, że zostało ono tu całkiem przyzwoicie wkomponowane a samo brzmienie naprawdę dobrze zaadaptowane.
      Zawartego na "Hybrid" "Lack Of Comprehension" z takim growlem i programowanymi garami jeszcze nie miałem okazji słuchać i nie będę ukrywać, że odnoszę mieszane uczucia. Naprawdę nieźle wykonany, jednak... jednak coś mi tu nie gra jak powinno. Być może odbija się tu moja alergia do softwarowych garów, może sentyment, być może po prostu żaden cover Death mnie nigdy nie zadowoli... ale nie tu miejsce i czas na rozklejanie się.
      Faeces,  polecam każdemu kto się lubuje w gitarowym wymiataniu utrzymanym w szybszych tempach przewlekane dopasowanymi zwolnieniami, super głębokie, podkręcone growlingi. Faeces powinien spokojnie poruszyć nawet tymi najbardziej ścisłymi umysłami... [- Lord Darnok]
http://www.faeces.prv.pl /

powrót

ENSHADOWED - "Intensity"


   Chapter One - Into The Sanctuary Of Death
01 The Fire Burns ...(intro)
02 Sunya - Bindu
03 Mental Irruption
04 Obvious Inexistence
   Chapter Two - Enshadowed Souls Overflow
05 Purity's Failure
06 Horrenda Nox
07 Requiem Of Hatred (jesus christ Cage Part II)
   I Waiting's Reward
   II Cryptic Paranoia (Instrumental)
   III Thy Downfall
08 The Fire Goes Out ...(outro)

      Well, well, well... Tego się zupełnie nie spodziewałem. Drugi długograj tych greckich wymiataczy pod szyldem Enshadowed, wyznacza zdecydowanie nową erę w dziejach zespołu. Prawdę mówiąc nic tu, poza nazwą zespołu i Necro na gitarach (Necrotormentor na debiucie) nic tu tak do końca nie łączy "Intensity" z debiutem. Nowi członkowie zespołu, nowe logo, zmiana stylu granej muzy. Możecie spokojnie zapomnieć o wszelkich standardach Norweskich czarnych braci, zapomnieć o starej szkole black metalu. Równie dobrze można by zapomnieć na chwilę o samym debiucie, w żadnym stopniu nie pomoże on zrozumieć co tak naprawdę dzieje się na "Intensity".
     Jest to ostre i bluźniercze wydawnictwo - co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Black Lotus Records, które wydało drugi krążek tyk Greków, kusi fanów porównywaniem nowego krążka w jakimś stopniu do ostatnich dokonań naszego Behemoth czy takiego Zyklon... i w sumie, mógłbym się z tym zgodzić. Pokaźny warsztat muzyczny, ultra szybkie jazdy połączone z wolniejszymi mrocznymi odlotami. Zajebiście dzikie piłowanie gitar połączone z całkiem nieźle pokręcony riffami tu i ówdzie, do tego głębsza i jakby pełniejsza od black metalowych standardów, praca na wokalu. Całość przyozdobiona sympatycznymi wstawkami klawiszowymi, troszkę solówek to tu to tam, tworzy bardzo ciekawe i urozmaicone wydawnictwo. Nie jest to raczej krążek z serii tych, które się słucha raz i zna się je na pamięć. Nie ma raczej czego by tu zarzucić samej produkcji. "Intensity" wymaga te odrobinę uwagi aby w pełni krążek ten skonsumować. Nie jest to raczej żaden przełom w dziejach międzynarodowej sceny muzycznej, nie mniej jednak jest to wydawnictwo, z którego Enshadowed mogą być na pewno dumni.
     Może to być zawodem dla niektórych, wielka niespodzianką dla innych. Niektórzy mogą zwać to odsprzedaniem się ku trendom, inni nazwą to naturalnym rozwojem, progresją. Jakby tego nie nazwać, Enshadowed wydał właśnie potężny kawał muzy, który spokojnie powinien zadowolić każdego maniaka death czy black metalu, lubiących gdy na płycie coś się dzieje - lubiących różnorodność. Wydawnictwo zdecydowanie nie warte przegapienia! [- Lord Darnok]
http://www.go.to/enshadowed

powrót

HEGEMOON / RUNES OF DIANCEHT "Split CD"


Hegemoon
01 Intro
02 Majestat Pogańskiej Nocy
03 Miniony Praojców Czas
04 Pragnąć Mroków Przeszłości
05 Wędrówka do Księcia Cieni
06 Opętaj Mnie
07 Jestem Twoją Ścieżką
08 Rytuał Dopełnienia
Runes Of Dianceht

      Już któryś raz z kolei staję przed trudnym do zgryzienia orzechem. No bo jak zrecenzować muzykę, której nie słucha się na co dzień? I to zrecenzować ją w taki sposób, by nie ująć nic z wartości tego muzycznego wydawnictwa... Opisywany przeze mnie split CD (wydany nakładem Eastside Records) zawiera muzykę z gatunku pogańskiego black metalu i choć zasadniczo stronię od tego gatunku metalu, postaram się zrecenzować ów powierzony mi krążek z jak największą powagą i zaangażowaniem.
      Pierwszym materiałem na splicie jest muzyka częstochowskiej formacji Hegemoon. Zawarto tu osiem kompozycji, których brzmienie mile mnie zaskoczyło. Spodziewałem się brudnej, nieczytelnej produkcji i nachalnego gitarowego jazgotu. Po krótkim instrumentalnym intro rozpoczyna się "Majestat Pogańskiej Nocy". Muzyka jest przestrzenna i melodyjna. Bicie perkusji delikatnie dominuje brzmienie budowane za pomocą gitar, jest jakby "na wierzchu". Same gitary miło "bzyczą" - słyszymy melodyczne riffy wygrywane na pojedynczych strunach, całość jest dość wyraźna, choć czasami - przy niższych dźwiękach - zlewa się w jedność (co ciekawe, we wkładce płyty nie wymieniono basisty). Sama konstrukcja gitarowych motywów nie męczy. Mamy tu do czynienia ze sprawnie połączonymi partiami, momentami na zasadzie "twin lead", a momentami tradycyjnie (coś mi się wydaje, że za partię basu robi właśnie druga gitara). Za niewątpliwy plus tego wydawnictwa należy uznać jego stronę wokalną. Po pierwsze, teksty są po polsku, a po drugie, są czytelne. Choć we wkładce umieszczono owe teksty, czułe ucho bez problemu rozpozna poszczególne słowa. Wokal jest trochę "z tyłu" widma akustycznego i choć w innego rodzaju muzyce bardzo by mi to przeszkadzało, tutaj pozwoliło to uzyskać tą czytelność. Do ciekawszych numerów zaliczyłbym także "Pragnienie Mroków Przeszłości", gdzie spodobała mi się rytmika perkusji (w pewnym momencie nawet pojawiła się synkopa), a także porywisty "Opętaj mnie", w którym melodia gitary wydała mi się jakby znajoma. Utwór ostatni, zatytułowany "Rytułał Dopełnienia", wydał mi się dość różnorodny. Tu także spodobała mi się ta wpadająca w ucho rytmika i chwytliwa melodia gitar. Tyle zdążyłem wychwycić po kilkurazowym przesłuchaniu...
      Drugi zespół, to ukraiński Runes Of Dianceht i muszę przyznać, że propozycja tegoż zespołu nie przypadła mi do gustu. To, czego spodziewałem się po muzyce naszych ziomków z Hegemoon, odnalazłem w sześciu utworach kolegów z państwa ościennego (jak zwykło się tam mawiać, kraju kurwy i Szatana). Co tu mamy? Gitarowe rzężenie, gdzie można grać fałszując i tak czy siak się tego nie wychwyci. Jest tu jakiś bas, z perkusji dobrze słychać tylko blachy, ale werbel z centralą momentami niemal się zlewa. Wokalnie w "ichnim" języku, nieczytelnie, a w bardziej dramatycznych momentach wysoko i piskliwie, niczym nieudolna kopia Kinga Diamonda, albo zarzynany prosiak. Tak sobie myślę, że jest to jakiś remastering z taśmy, bo sporo tu szumu (dość powiedzieć, że w ostatnim kawałku blachy brzmią tak, jakby kaseta się ciągła w magneciaku) ...albo sesja przebiegała z użyciem wątpliwej jakości sprzętu i pomieszczenia? Nie wiem, bo we wkładce informacji takowej nam oszczędzono. Runes Of Dianceht po prostu odstaje od Hegemoon i dlatego niniejszy split CD chętnie "rozsplitowałbym" na pół, zapominając o sześciu ostatnich ścieżkach. A może się nie znam i ta muzyka jest dobra? Najlepiej sprawdźcie sami (jeśli macie ochotę, to poniżej podajemy namiar na wytwórnię). Moja obiektywna opinia jest więc następująca: O ile z materiałem Hegemoon zapoznać się wręcz nie zawadzi, o tyle Runes Of Dianceht radziłbym sobie darować ...ale wiecie co? Pewien muzyk powiedział kiedyś, że opinie są, jak dziury w dupie - każdy ma swoją. Święte słowa, powiadam! [- Deathox]
http://www.eastside.onestop.pl

powrót

HYDRA'S NIDUS - "Of Poison and Dementia"


01 The Obsidian Forest
02 Prison Or Poison
03 Dementia
04 Observations Of Another Subjective Mammal
05 Finding Things

      Wow! Sklasyfikować to jest naprawdę trudno. Hydra's Nidus, to kolejny (obok Stormweaver) projekt zamieszkałego w Australii Adriana Bedkobera i wydaje się być bardzo niezwykłą ucieczką od tego, co zwykło nazywać się mianem normalnej muzyki. Ten 57 minutowy krążek mógłby być z powodzeniem ścieżką dźwiękową do jakiegoś dziwacznego filmu z gatunku kina alternatywnego (w typie "Cube" na przykład). Muza ta pełna jest dziwnych i niepokojących odgłosów, pełna zakręconych sampli i loop'ów, a wszystko to zmiksowane jest w nieźle chorą strukturę, z mnogością ech i pogłosów. Materiał powstał przy użyciu gitary, basu (!), klawiszy i wokali - wszystko przesterowane i przetworzone komputerowo. Ten krążek ZABIJA, wierzcie mi! Pierwsza kompozycja jest jeszcze całkiem "normalna". Z odgłosami jakiegoś kosmicznego wichru i wyczuwalną melodyką. Prawdziwe szaleństwo rozpoczyna się od "Prison Or Poison". Kawałek ten trwa ponad 13 minut i sprawia wrażenie, jakbyśmy znajdowali się na pokładzie jakiegoś obcego statku kosmicznego. Mamy tu nieco hipnotycznych odgłosów komputera i silników, a wokale są po prostu niesamowite... Numer trzeci, zatytułowany "Dementia" (mój ulubiony) jest zdominowany przez kaszel i rzężenie. Torturujące umysł dźwięki jakiegoś systemu awaryjnego sprawiają wrażenie agonii jakiegoś starego, chorego człowieka. Tak, jak zresztą mówi tytuł.... To wszystko trwa około 10 minut i niespodziewanie się urywa. Pora na track czwarty. Z początku jest tu całkiem normalna partia gitary, jednak brzmiąca nieco schizofrenicznie z powodu dysonansów, bycia poza skalą. Następnie mamy sporo hałaśliwych, niezrozumiałych wokaliz i w końcu ścieżkę basu granego akordami. Kawałek ostatni, noszący tytuł "Finding Things", jest numerem najdłuższym. Po pierwszych dwóch minutach wsłuchiwania się w irytującego, dudniącego sampla, możemy usłyszeć nieco rytmiczne uderzenia gitary, balansujące jednak w górę i w  dół po pięciolinii. Mija kilka minut i oto słyszymy pasaż na fortepianie i wszystko to zaczyna grać coraz szybciej i szybciej i w sposób coraz bardziej rozstrojony. Cały numer trwa ponad 23 minuty, jednak nie myślcie, że ostatnie 7-8 minut jest cichych! Zakończenie jest zaskakujące... nieco swingujących talerzy i jazzowa linia basu - pozytywny nastrój, lecz nieco zakręcony (oczywiście!). Pora się zbudzić! Podróż dobiegła końca! Cóż, Adrian... Nie wiem, jakie gówno zażyłeś, by mieć klimat do tworzenia takiej muzyki... Brak zdrowego rozsądku... jednak mi się to podoba! Wszyscy, którzy czytacie te słowa. Możecie od teraz nazywać mnie fanem Hydra's Nidus... Jeżeli ktoś jest zainteresowany tym materiałem, niech odwiedzi witrynę HN pod adresem podanym poniżej... [- Deathox]
http://www.hydrasnidus.cjb.net
powrót

NAGLFAR - "Sheol"


01 I Am Vengeance
02 Black God Aftermath
03 Wrath Of The Fallen
04 Abysmal Descent
05 Devoured by Naglfar
06 Of Gorgons Spawned Through Witchcraft
07 Unleash Hell
08 Force Of Pandemonium
09 The Infernal Ceremony


      Jeśli słyszeliście jakikolwiek poprzedni materiał tego szwedzkiego kwintetu, to wiecie, że Naglfar nie gra "tak po prostu". Zespół wykonuje melodyjny, urozmaicony black metal, a wydany właśnie trzeci krążek zatytułowany "Sheol" jest znakomitym potwierdzeniem wysokiej klasy tego bandu. Od wydania poprzedniej dużej płyty minęły cztery lata, jednak słuchając zawartej na tym niespełna 44 minutowym longplay'u muzyki dochodzę do wniosku, że było na co czekać.
      Krążek ten urzekł mnie bardzo dobrą produkcją. I wiecie co? Nie nagrano go w The Abyss, ani żadnym innym wielce obleganym studio. Materiał zarejestrowano w miejscu zwanym Ballerina Studios, w niewielkim mieście Ume?, z którego zespół pochodzi. Nie usłyszycie tu tak typowej dla black metalu chropowatości i lodowatej monotonii. Sporo tu wpływów death, sporo naleciałości wściekłego thrash... Chłopaki grają solidnie, różnicując kompozycję zarówno pod względem aranżacji, jak i dynamiki. Wokal o kilku barwach jest chwytliwy i bardzo wyraźny, a sekcja rytmiczna wprost fenomenalna. Gęsta gra perkusji i pulsujący bass stanowią kontrast dla delikatnego klawiszowego tła, nadającemu całości nieco groźnego, pełnego tajemniczości wymiaru. Do tego dochodzi ta specyficzna szwedzka melodyka gitar i niebanalne solówki - oto przepis na solidne black metalowe danie a'la Naglfar. Trudno wyróżnić tu któreś z kompozycji. Wszystkie kawałki są po prostu bardzo dobre, żyją swoim indywidualnym życiem, tworząc jednocześnie wysokiej klasy całokształt. ...no dobrze, niech będzie! Stawiam na melodyjny "Black God Aftermath", nieco podniosły "Abysmal Descent", oraz rozpoczynający się od solówki "Devoured By Naglfar". Godny uwagi jest także "Of Gorgons Spawned Through Witchcraft" znany z zeszłorocznego minialbumu "Ex Inferis", jednak tu nieco krótszy i rzecz jasna doskonalej wyprodukowany, a także "Force Of Pandemonium" - ostatni z jadowitych, bowiem ścieżka nr 9, to już klimatyczne outro. Całości słucha się z wielką przyjemnością, a dodać wypada tylko, że tytuł płytki w języku hebrajskim oznacza "piekło".
      Podsumowując, krążek ten jest naprawdę wart polecenia. Mnie osobiście muzycy Naglfar miło zaskoczyli i miejmy nadzieję, że dzięki "Sheol" uda im się zaskarbić uznanie nowej i szerszej rzeszy zwolenników. Ten zespół stać na wiele i nie zdziwiłbym się, gdyby któregoś dnia Naglfar zdołał dotrzeć równie wysoko, jak Emperor. [-Deathox]
http://www.naglfar.tk

powrót

SACRIVERSUM - "Mozartia"


01 Born To Be The Best
02 Painful Fame
03 Young Traveller
04 Count Coloredo
05 Lorenzo Da Ponte
06 Stanzerl
07 Haffner In D
08 Salieri
09 A Body Left Under The Hedge

      Oto trzecia płyta Sacriversum. Nagrana w łódzkim Best Music Studio, w trochę zmienionym składzie, stanowi muzyczny koncept poświęcony życiu Mozarta. Już pierwsze minuty tego CD utwierdzają nas w przekonaniu, że mamy do czynienia właśnie z tym, a nie innym zespołem. Sacriversum posiada bowiem swój wyjątkowy styl, a ów krążek jest najlepszym na to dowodem. Muzyka jest ciekawie i bogato zaaranżowana, jest techniczna i zarazem chwytliwa. Struktura poszczególnych kompozycji nie ma w sobie nic z prostoty, a jednak kolejne melodie i refreny zapadają w pamięć bardzo szybko. To świadczy o klasie kompozytorskiej tego sekstetu (nie mylić z "sextetem"), o umiejętności stworzenia muzyki niebanalnej.
      W otwierającym płytę utworze "Born To Be The Best" mamy już praktycznie wszystko, co w Sacriversum najlepsze: czad, melodykę, chwytliwie stopniowane frazy refrenu z klawiszowymi pasażami w tle, ciekawe gitarowe solówki, brutalne growle Rema i nastrojowe wokalizy Kate oraz doskonale zgraną sekcję rytmiczną. Ale to przecież dopiero początek... "Painful Fame" powala mnie zwrotkami - partia wokalna ciekawie współgra z wybijanym podwójną stopą rytmem (nic dziwnego, Remo jest przecież śpiewającym basistą), co niezwykle potęguje warstwę tekstową. A potem zwolnienie i delikatne, niewieście "Now you must play in ecstasy..." poprzedzające solówkę - jedną z wielu w tym utworze. Ten kawałek, to zdecydowanie jeden z moich faworytów. Kolejny kawałek, to "Young Traveller" - utrzymany głównie w średnim tempie, z mroczną, wolniutką wokalizą Kate. Dalej mamy "Count Coloredo", kolejną perełkę. Klimat tego numeru, to przede wszystkim pochody na basie, w związku z czym gitary do pewnego momentu zdają się tu odgrywać rolę drugorzędną. Potem jednak mamy kilka ładnych solówek, oraz bardzo "kołyszący" refrenik Kate. Gdzieś od piątej minuty Jej partię kontynuuje na swych klawiszach Annie, a klimatu dopełniają solówki. W kompozycji piątej zwrotkę śpiewa Kate. Kawałek ten jest jakby punktem zwrotnym w lirycznym koncepcie "Mozartii". Postawiono tu na rytmikę - zarówno strunową, jak i klawiszową. Kolejny utwór, to "Stanzerl", opowiadający o muzie Mozarta. Nie wiedzieć czemu, w wolniejszych momentach kawałek ten wydaje mi się być nieco "moonlightowski". Po części może przez klawisze, po części przez partię Kate - ot taka moja reminiscencja. Ścieżka siódma, to niezłe tempo, a w połowie drugiej minuty mamy "luzacki" momencik kojarzący się nieco z klubowym, "plastikowym" brzmieniem. "Saleri", to mój trzeci faworyt. Podobają mi się tu gitarowe podziały. Zwrotki śpiewa na początku Kate, a refren Rema przerywany melodycznym riffem jest po prostu zajebisty! Płytkę zamyka instrumentalny, zagrany na klawiszach track zatytułowany "A Body Left Under The Hedge".
      Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to chyba do brzmienia perkusji. Gdyby blachy trochę bardziej "kłuły", a stopy nie były tak zlane z basem, brzmienie było by moim zdaniem przedniejsze. Ha! A może po prostu powinienem zainwestować w audio lepszej jakości? Tak czy siak jest bardzo dobrze! Przyznam Wam, że bardzo chciałem mieć możliwość zrecenzowania tej płyty. Czułem, że ona jest ona dobra i nie zawiodłem się. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie okazja zobaczyć ten zespół w akcji. Sacriversum na żywo po prostu zabija! [- Deathox]
http://www.sacriversum.prv.pl
powrót

SERPENTIA - "Dark Fields Of Pain"


01 The Worst Enemy
02 Consciousness of the Beyond
03 Waiting for Wings
04 Hospice of Hope
05 Charity of Death
06 Extraterrestrial Mother
07 Dark Fields of Pain
08 Neverending Questions
09 Place Where the Souls Are Dying

      Tak się złożyło, że ostatnio miałem okazję recenzować same dobre płyty. Muzyki zespołu Serpentia nigdy wcześniej nie słyszałem, więc gdy dotarł do mnie drugi materiał tej grupy, powiedziałem sobie: "No, może w końcu będę mógł się wyżyć, powytykać trochę muzykom...". Nic z tych rzeczy! Gdy krążek trafił do odtwarzacza, a z głośników zaczęła płynąć muzyka, w mej głowie kołatała już inna myśl: "PKP - pięknie qrwa pięknie :)". Jest naprawdę ciekawie! "Dark Fields Of Pain", to kawał solidnej muzy.
      Trudno jest jednoznacznie określić gatunek muzyczny prezentowany przez ten kwartet. Usłyszeć można tu żywiołowość death, nieco melodyki rodem ze Szwecji i trochę jadowitości blacku, ale są także akustyki, klawiszowe mini-symfonie, dziwaczne odgłosy i sample z filmów. Krążek zaczyna się brutalnym, solidnie zagranym kawałkiem "The Worst Enemy". Cieszy mnie ta różnorodność wokaliz, podoba mi się metaliczne brzmienie basu i ciekawe akcenty podczas zmian rytmu. Pomyli się ten, kto spróbuje już teraz - po tym jednym utworze - określić, jaka jest ta płyta. Niespodzianki czyhają na nas co chwilę i każdy kawałek ma w sobie to indywidualne coś, a mimo tego płyta jest równa i sądzę, że powinno się słuchać jej w całości. W utworze drugim pojawia się sampling - krótki dialog nt. samobójstwa. Bardzo sprawnie zestawiono tu partie obu wokalistów. W kawałku trzecim słyszymy czysty wokal, a w tle akustyki - tak trochę nu metalowo, gdzie nagminnym zabiegiem jest użycie wolniutkiego, kołyszącego refrenu po energetycznie wykrzyczanej zwrotce. Spodobał mi się tu także bass Ivy'ego - raz szarpany, raz klangowany, nadaje utworowi trochę zakręconego feelingu. Track czwarty jest chwilą wytchnienia. Ambientowe klawisze i monolog zaczerpnięty chyba z jakiegoś filmu - znów bardzo głęboki, pozostający rzecz jasna w ścisłym związku z konceptem lirycznym płyty. Polecam wnikliwą analizę tekstów zawartych we wkładce... W kompozycji "Charity Of Death" pojawia się akcent w języku polskim i w tym momencie zacząłem zastanawiać się, dlaczego Serpentia skupia się na "engliszu", mając przecież wiele ciekawego do przekazania rodzimemu słuchaczowi. Kąśliwy niczym wąż jest także numer szósty - dynamiczne granie ustępuje nastrojowym szeptom, w chwilach wytchnienia bardzo miło pracuje bass. Jest to ciekawy utwór i jest zresztą najdłuższy na płycie. Następujący po nim kawałek tytułowy jest bardzo chwytliwy, choć w porównaniu do dość rozbudowanych struktur reszty utworów, praca gitar wydaje się tu trochę monotonna. W "Neverending Questions" słyszymy kilka ciekawie rozwiązanych połączeń między poszczególnymi partiami wioseł, a solówki wpleciono bardzo zgrabnie. Krążek zamyka instrumentalna, ambientowa kompozycja z monologiem zaczerpniętym z "The Mothman Prophecies" - takie malutkie światełko w tunelu.
      Cóż na zakończenie? Jeżeli ktoś lubi solidnie pokombinowaną muzę, na pewno propozycja Serpentii przypadnie mu do gustu. Choć twórczość tego zespołu jest bardzo specyficzna i nie słychać tu optymizmu i radości z grania, słucha się tego krążka naprawdę przyjemnie. [- Deathox]
http://www.serpentia.best.net.pl
powrót

STORMWEAVER - "Macabre Aesthetics" / MCD 2002


01 Macabre Aesthetics
02 Lycanthropic Warrior
03 Siren
04 Xeraxis

      Oto recenzja ostatniego wydawnictwa Stormweaver. Jest to materiał najbardziej dojrzały i posiada lepsze brzmienie, niż nagrania poprzednie. Jest ono bardziej przestrzenne, trochę bardziej wyraźniejsze, no i bass jest w końcu całkiem wyczuwalny! Przy okazji dwóch poprzednich wydawnictw tego black metalowego projektu miałem bowiem pewne trudności w identyfikacji ścieżki basu. Jest to definitywnie najlepszy materiał Stormweaver.
      Pierwszy kawałek jest całkiem rytmiczny, a jego riffy melodyczne są dość chwytliwe. Słychać tu fajnie szarpany bass, a ponadto na "Macabre Aesthetics" perkusja jest lepsza i bardziej dopracowana. Numer następny, zatytułowany "Lycanthropic Warrior", był poprzednio zamieszczony na demówce "Ice Palace", jednak ta wersja jest nieco odświeżona i przearanżowana. Brak tu użytych wtedy klawiszowych akordów, ale za to pojawiło się całkiem przyzwoite solo. Kawałek trzeci pt. "Siren", to już prawdziwa dziesięciominutowa podróż. Powoli zmieniane akordy kontrastują z tremolami na podwójnej centrali. Potem mamy zmianę i muzyka zostaje zdominowana naprawdę chwytliwym  riffingiem. Pod koniec jest tu miła dla ucha solówka/tapping, a kawałek ten jest dla mnie perełką tego krążka. Album kończy się dziewięciominutowym kawałkiem instrumentalnym. Dość atmosferyczny z początku (klawisze, wrzaski z pogłosami, brak perkusji), gdzieś od połowy staje się prawdziwą kakofonią. To wrażenie sprawia pochodowy bass i noise'owe, rozstrojone  akordy gitary. Jest to rodzaj dziwacznej improwizacji.
      Zabawne jest, że gdy słuchałem tego krążka w wieży, najzwyczajniej w świecie zatrzymał się on na 38 sekundzie pierwszego numeru. Musiałem skorzystać z cd-romu, bo za cholerę nie chciał ruszyć ponownie... hah! To wydawnictwo jest zróżnicowane i interesujące. Nie jest to już jedynie surowy rodzaj black meatlu. Ciekaw jestem, jaki będzie następny krok tego projektu... [- Deathox]
http://www.stormweaver.cjb.net /
powrót

STURM - "Fragmente"


01 Schmerz
02 Fleisch
03 Blutbad
04 Kalte Gefühle
05 Stahlfleisch
06 De Histrione
07 Egophil
08 Priester
09 Bestie
10 Wahn & Sinn
11 Fragmente

      Początek całkiem zakręcony. Dźwięk dentystycznego wiertła, krzyki pacjenta i pochód na basie. Od razu skojarzyło mi się to z muzą w stylu Pan.Thy.Monium. Materiał ten jest dość odmienny, jednak nadal bardzo dziwaczny. Sturm pochodzi z niemieckiego miasta Lübeck, a ten krążek jest ich trzecim materiałem, wydanym nakładem Source Of Deluge Records poprzez wytwórnię Cold Blood Industries. Muzyka zawarta na tej 61 minutowej płytce jest w większości przypadków mieszanką death i thrash metalu, tu i ówdzie z nieco przewrotnymi i awangardowymi, jednak wciąż prostymi i chwytliwymi aranżami. Cały materiał utrzymany jest raczej w średnim tempie, dobrym do machania główką. Podoba mi się jego brzmienie. Jest dość wyraźne, z metalicznie brzmiącym basem i żywą perkusją. Praca gitar dość powszechna dla tego rodzaju metalowego grania, jednak ogólnie rzecz biorąc wydawnictwo to jest dość niecodzienne ze względu na naprawdę szaleńcze wokale. Wszystkie kawałki są po niemiecku i chociaż nie rozumiem wiele z tych tekstów, wydaje mi się, że ten język czyni muzykę Sturm bardziej energetyczną. Doskonałym tego przykładem są numery "Fleisch" i "Blutbad". We "Fleisch" mamy przyzwoitą, chwytliwą pracę wioseł, stanowiącą kontrast z delikatnie i czysto brzmiącymi strunami stanowiącymi tło. Godna uwagi jest także solówka na basie gdzieś pośrodku utworu. Na krążku pojawia się także trochę melodyjnego grania, jak na przykład w numerze zatytułowanym "Kalte Gefühle". Śpiew jest tu opętańczy, a odczucia szaleństwa dopełniają chórki. W odróżnieniu do reszty kompozycji, kawałki nr 6 i 7 są w klimacie doom a z kolei utwór dziewiąty jest epicki. Z tempem zmieniającym się od szybkiego do wolnego i podniosłego, z dramatycznymi refrenami, gdzie wokal podchodzi pod Rammstein’a. Kawałek zatytułowany "Wahn & Sinn" jest także bardzo stonowany i złowieszczy. Wolne riffy, dudniący bass i wariacki śpiew - niczym majaczenie, zwłaszcza w nieco szybszej końcówce. Numer ostatni jest natomiast taki, jak mówi jego tytuł. Składa się on z kilku wolnych części połączonych odgłosem bijącego serca, a ogólny charakter tej kompozycji jest bardzo depresyjny. Po minucie ciszy na końcu możemy usłyszeć "ukrytą" parafrazę "Greka Zorby", wykonaną ze sporą dawką luzu, co skojarzyło mi się z Die Toten Hosen. Dalej słychać jęczącą w ekstazie kobietę (Oh ja!) oraz miłą, funkową sekcję rytmiczną... cóż, doprawdy niezłe zakończenie, muszę przyznać! Jako podsumowanie, mogę dodać, że "Fragmente" jest dobrym wydawnictwem. Jeżeli oczywiście ktoś lubi taki typ metalu. Jest tu sporo różnych, na pozór nie pasujących do siebie elementów. Sturm uczynił zeń niezłą mieszankę. Gdyby jeszcze tylko używali języka angielskiego... [- Deathox]
http://www.sturm-jdfb.de
powrót

Copyright © diabolous.com 2002 - 2006