[...] a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich
-Iz 53,11

m e n u

g ł ó w n a
n e w s y
r e c e n z j e
w y w i a d y
k o n c e r t y
m p 3
t a p e t y
w   i m i ę   p a n a
s i o s t r z y c z k i
b o d m o d
l i n k i
b a n e r y
k s i ę g a
k o n t a k t

g o d n e   u w a g i













Top 100 Metal.pl Sites

Enter Best Metal Sites Toplist

Diabolous.com News

Bądź na bieżąco z nami!

Dodaj swój adres email:

   


r e c e n z j e

ADVENT - "The Dawn"


01 Paradise Lost
02 Valholl
03 Shub-Niggurath
04 Beyond The Landscape
05 The Dawn
06 The Thing The Sleep In The Abyss
07 Landscape
08 La Lama / The Blade
09 A Closed Room


      Kolejne miłe wydawnictwo ze Szkockiej stajni Golden Lake Productions, która jakiś czas temu postanowiła zaopiekować się również naszą Luna AdNoctum. Tym razem jednak materiał przywędrował z ziem włoskich. "The Dawn", debiutancki krążek Advent, to dość ciekawa przeplatanka atmosferycznego black metalu i thcnięcia, jak to sami określają, progresywnego metalu. Jakiej by etykiety nie nakleićna ten album, osobiści prypadł mi całkiem do gustu. Piątka kolesi odpowiedzialnych za ten twór bardzo zgrabnie poradziła sobie z połączeniem przykuwających uwagę melodii z tą typowo black metalową niepowtarzalną agresją, nagrywając w ten sposób album godny przesłuchania. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że samo to, że album nie nudzi i jest wart przesłuchania jest już faktem samym w sobie godnym uwagi. Mimo tego, że trzy pierwsze kawałki, które nawiasem mówiąc znalazły się uprzednio na demówce "Valholl", jakoś wydają mi się milej wrzynać duszę, reszta kawałków zdecydowanie podąża tą samą drogą. Ciekawe rozwiązania, przyzwoite pomysły i całość dobrze wypracowana. Nowsze kawałki wydają się kłaść zdecydowanie większy nacisk na pracę gitar aniżeli utwory ze wspomnianego demo, które zawierają jakby pełniejsze partie klawiszy. Bardzo duży wpływ na całokszatł tego "The Dawn" ma cholernie urozmaicona praca wokalu, szalejąca od black metalowych jazd, przez growle aż po oczywiście czysty śpiew i jakieś eksperymenty tu ówdzie. Jest sprawą jasną, że każdemu może coś tu nie pasować, itd, w zależności od tego, w poszukiwaniu czego krążek ten zostanie odsłuchiwany. Mnie osobiście na maxa irytował instrumentalny "Beyond The Landscape", do którego się długo przyzwyczajałem i... dalej mnie wkurza. Nie mniej jednak, koncząc miłym akcentem, debiutancki album Advent, jest krążkiem, do którego lubię sobie powracać raz na jakiś czas i tym samym uważam, że jest krążkiem wartym polecenia. [- Lord Darnok]
http://www.adventcomes.it

back

ANVIL OF DOOM - "Died Before Dawn" / demo 2025


01 Millennium
02 ...Waiting
03 H3
04 Anvil Of Doom


      Coż, prawdę mówiąc miałem pewne opory jakoś by zasiąść do opisania tego materiału. Przyczyna dość błaha, o tóż mam bardzo mieszane uczucia co do zespołów, które choć wykazują się świetnym warsztatem muzycznym i jakością przedstawianego materiału, mogą być porównane bez więszych problemów do innej kapeli, powiedzmy, że o większej nazwie/renomie. Otóż Anvil Of Doom to kapela o której ci zakochani w Children Of Bodom i kapelą tego pokroju powinni być dobrze świadomi. Po prostu. Dobra kombinacja "lajtowego" deathowego grania opartego na wysokiej jakości partiach melodyjnych. Rzecz, która mnie uderzyła od samego początku, poza samą muzą to fakt, że wraz z wokalami, gdyby nakleić etykietę na ten materiał z nazwą wspomnianego zespołu to pewnie sprzedałby się on jak ciepłe bułeczki. Ba, pewien jestem, że niejeden maniac dał by sobie pędzla odciąć (inaczej pewnie by to wypadło w wypadku kobitek) będąc pewnym, że to właśnie grają Childrensi. Oczywiście mogę być w błędzie :P Tak czy inaczej, jeśli kopiowanie stylu innej kapeli ci zbytnio nie przyszkadza, to ten materiał nie powinien cię zawieść, jako że poziom muzycznych harcy jest naprawdę wysoki i tego nie można Anvil Of Doom odebrać. [- Lord Darnok]
http://www.anvilofdoom.com

back

ATROPHIA RED SUN - "Twisted Logic"


01 Code Word (personal) cold world
02 Abstract
03 Infected Tears
04 Inspiration
05 Nameless Rot
06 Sins Of Nations
07 Sugar Cube (Cyber Instrumental)
08 Twisted Logic
09 Structure Of Emptiness
10 Into(my)xication
11 Acid Sideefect: Lost In Darkness (Cyber Instrumental)


      Ciężko jest pisać na temat tak niesamowitej płyty, którą polski death metal odkrywa nowe schizofreniczne dzwięki, Jest to kolejna płyta, po Demise"God Insect" i Lux Occulta "The Mother and the Enemy", która w swoim czasie przewraca wizją świata.
      Najlepsze jest to, że czyni to zespół, który ewolułował od doom/death metalu a teraz hołduje szybkiemu, melodyjnemu graniu z połamanymi tempami co połączone z nienagannymi umiejętnościami muzyków daje swietny efekt. Płyta sama w sobie jest chyba wypadkową chorych pomysłów pana który odpowiada za sytezatory (ma też równie pojechaną ksywkę:VX Mind Ripper ) powalających niepokojem wocali Covana oraz gitar które dopełniają a jednocześnie przewodzą tej kakofonii dzwięków.
      Niewiem czy komukolwiek udało sie przebrnąć przez tą muzykę za pierwszym razem, niepowiem jest ciężko ale może powinno sie słuchać tych utworów pojedynczo, tak aby każdemu z nich poświęcić maximum uwagi, tam za każdym razem jest jakis nowy "smaczek" do odkrycia, tak samo mam problemy z wybraniem jakiegos ulubionego numeru a to dlatego, że płyta jest bardzo równa i nie ma słabych momentów. Poszczególne utwory są kosmicznie(pojechanie) zaaranżowane co przy brzmieniu które jest bardzo dobre, zwłaszcze sekcja jest selektywna i ciężka daje wyśmienitą porcję muzyki. Jedynym małym minusem jak dla mnie zbytnio "schowany" wocal. Warto zaznaczyć że jest bardzo fajna okładka dopasowana do zawartości. ARS tą płytą rzucili wyzwanie naszej death metalowej scenie, na której teraz błyszczą a ich blask oślepia pare "wyleniałych" już gwiazd. Czekam na kolejne twisted death metalowe "dzieci" z niecierpliwością. [- Sathor]
http://www.ars.metal.pl

back

AVE - "My Dark Semen"


01 Intro [Omen]
02 Baphomet
03 My Dark Semen
04 Kaos
05 Victory
06 Key
07 Key 2
08 Key 18


      Już dawno temu wpadło mi w ręce to wydawnictwo i za każdym razem, gdy podchodziłem do niego by się jakoś z nim zaznajomić, może nawet zaprzyjaźnić, po paru bezowocnych minutach płytka ponownie wracała na półke. Jest w nim jakieś coś, co nie pozwala mi przy nim usiedzieć. Nigdy nie byłem zwolennikiem jednoosobowych kapel z wielu różnych względów i poza paroma wyjątkami większość trafia do szuflady. "My Dark Semen" nie należy tu do wyjątków. Black metalowe pogrywanie na najprostszej płaszczyźnie z dość biednymi klawiszami. Intro zapożyczone, nie wnikam nawet dlaczego. Na dołączonym rozkładzie jazdy CD, poza oczywiście all songs (poza intrem) written by i all instruments by Sir. Tomasz Switek i all rights reserved dopisek: all spels by Dr. Anton Szandor LaVey. Powiem szczerze, że nie jestem z wolennikiem takiego bezczeszczenia. Pawdę mówiąc poza "tajemniczymi" nazwami utworów nie znalazłem tu nic co zwróciło by moją uwagę. Jasne, że każdy ma jakieś swoje gusta. Nie jest to napewno najgorsze wydawnictwo jakiego miałem przyjemność słuchać ale należy ono do tych, po które sięgają raczej nabardziej zagorzali kopania i przebierania w totalnie podziemnych nagraniach. [- Lord Darnok]

back

DEFACING - "The Beginning Of Human Cruelty" / demo 2025


01 Atrocities That Testify Dementia
02 Deliriums Of Moribund Addiction
03 Remember The Infanticide
04 Resurrected In Excretive Substances


       Podróżując troszkę po Chilijskiej scenie metalowej przez pare dobrych lat, swojego czasu miałem przyjemność przyglądać się zarówno wzlotom jak i upadkom wielu kapel, większych i mniejszych, lepszych i gorszych. Wiele z nich wydawało się ginąć w zapomnieniu szybciej, niż zajmowało im przebicie się z sal prób do szerszej rzeszy słuchaczy. Oczywiście, wśród rozmaitych problemów i przyczyn takiego obrotu sprawy, główną przyczyną zawsze wydawał się być brak zainteresowania materiałem ze strony jakiego kolwiek, godnego uwagi wydawcy. Stąd też tak miło mi zaprezentować kapelę, której udało się, w przeciwienstwie do wielu innych przebić poza granice swojego kraju. Przebić się z potęgą godną pozazdroszczenia.
      Przesłuchując to demo, pierwsze przebłyski jaki mnie nawiedziły powiązane były blisko z trzęsieniem ziemi, które nie tak dawno zmiotło z oblicza Ziemi miesteczko na Bliskim Wschodzie, grzebiąc pod gruzami tysiące pozbawionych tchu ciał. Brak czasu na zadanie jakich kolwiek pytan, brak czasu choćby na złapanie oddechu. Destrukcja w najczystszej formie i takim własnie jest "The Beginning Of Human Cruelty". Kombinacja ultra szybkich garów, super wiosłowania i wyżyganych wokali daje do zrozumienia szybciutko, ze ci panowie nie maja zamiaru brać zakładników. Oj, nie ma tu o tym mowy. Do tego wplecionych pare wolniejszych partii i pare solówek utrzymując utwory daleko od jakiegokolwiek przynudzania. Precezyjnie przemyslane narzędzie anihilacji. Do tego samo brzminie tej demówy pozostawia niejedno długo grające wydawnictwo wyglądające conajmniej śmiesznie. W paru chwilach pomyślałem sobie o wykopie Broken Hope w najlepszych swoich latach. Innymi słowy, nie jest to materiał nadający się do zapuszczenia przy odrabianiu pracy domowej - cokolwiek to by miało znaczyć...
      Defacing masakruje na całej długości tych czterech kawałków i zdecydowanie oczekuję nadchodzącego pełnego debutu, zapowiadanego na pierwszą połowę tego roku przez Xtreem Music. [- Lord Darnok]
http://www.xtreemmusic.com

back

DIMMU BORGIR - "Death Cult Armageddon"


01 Allegiance
02 Progenies Of The Great Apocalypse
03 Lepers Among Us
04 Uredesbyrd
05 For The World To Dictate Our Death
06 Blood Hunger Doctrine
07 Allehelgens Dod I Helveds Aike
08 Cataclysm Children
09 Eradication Instincts Defined
Unorthodox Manifesto
11 Heavenly Perverse
bonus track:
12 Satan My Master [Bathory cover]


      Tyle już zostało powiedziane i napisane o tej kapeli, że trudno cokolwiek mądrego wymyśleć. Cóż... mają zarówno tylu zagorzałych fanów co ludzi wokół, którym samo brzmienie wypowiadanej nazwy kapeli przyprawia napadów cholery. Co by tu dużo nie mówić, to moim zdaniem, tym albumem potwierdzili, bez skrupułów, że są jednym z czołowych zespołów jeśli mowa o symfonicznym black metal. "Death Cult Armageddon" to wydawnictwo, które stać będzie na swym piedestale prawdopodobnie długie lata zanim pochłonie je cień innego materiału w tym stylu - o ile w ogóle takie zostanie wydane. Niesamowicie potężny materiał.
      Wspaniałe aranżacje i doskonała produkcja pozwalająca wsłuchać się w każdy szczegół muzy zawartej na tym krążku. Podobno zespół skorzystał ze wsparcia czterdziestoosobowej orkiestry i potrafił wkomponować to w taki sposób, że wydawać by się mogło, że bez tego ani rusz, jakby właśnie tam było jego miejsce. Również tym razem wiele pasaży stwarza atmosferę pasującą doskonale na sountrack jakiegoś bluźnierczo mrocznego filmu, które na swój sposób pozwalają słuchaczowi na złapanie oddechu przed kolejną zgraną nawałnicą dźwięków. Wszystkim zainteresowanym dobrze znany potwór za garami, perfekcyjna jazda gitar i poważnie zróżnicowane wokale tworzą jedną zabójczą całość. Nie mniej jednak, potrwało to parę dobrych przesłuchań zanim zacząłem w pełni spijać miody tegoż krążka. Nie jest to prostolinijny album i wymaga sporej uwagi co tym samym nadaje mu dodatkowych atutów, nie dość że interesujący to na swój sposób wymagający.
      Z "czystym sumieniem" mogę stwierdzić, że "Death Cult Armageddon" jest krążkiem zapodającym nowe standardy i stawiający poprzeczkę bardzo wysoko, natomiast ci, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z tym wydawnictwem, w mym przekonaniu przeoczyli czarną perełkę... [- Lord Darnok]
http://www.dimmuborgir.com

back

EMANCER - "Invisible"


01 Emancipation
02 On Borrowed Time
03 Smashed Mirror World
04 A Comedy Of Hunger
05 Man Denied
06 Mass Destruction
07 Invisible


      Na samym starcie przyznaję się bez bicia, że jest to pierwszy materiał tychże Norwegów, który wpadł mi w ręce, tak więc nie będzie mowy o jakimś porównywaniu do poprzednich wydawnictw. Ale i po kiego grzyba? Mowa tu o "Invisible", trzecim już albumie tegoż duetu, tym razem, świeżo wydanego dla Golden Lakes Productions. Jak to kiedyś mawiano, że trzeci album zespołu zazwyczaj ukazywał czy oby zespół zbiera manatki na własny pochówek, czy też pozostawia zaślinionych słuchaczy przagnących kolejnego krążka - Emancer zapodał mięsisty kawał solidnej muzy, pozostawiający sympatyczne łaknienie. Jak zapewne część z was dobrze wie, kapela ta rzezbi muze pod szyldem experymentalnego black metalu. Choć brzmi to kurewsko odrażająco a juz napewno nieestetycznie, muza Emancer jest wbrew pozorom bardzo interesująca i tym samym potężna w swym przekazie. Bazując na szkielecie norweskiego, piekielnego blacku, kapela ta wkomponowała w całość najdziwniejsze elektroniczne ciekawostki i udziwnienia jak choćby niektóre kosmiczne podróże Samael-a na koniec świata i jeszcze dalej, jesli wiecie co mam na myśli... Dorzucić do tego można jeszcze trochę wypasionych partii akustycznych, jak na przykład w "On Borrowed Time", która przez chwilę zapachniała mi świetnością Opeth i cóż to za zwichniętą całość otrzymujemy?! Prawda jest taka, że fakt, iż za garami siedzi robot od razu zwrócił moją uwagę w tę właśnie stronę w poszukiwaniu czegoś do czego mógłbym się uczepić. No i lipa. Ba, wręcz przeciwnie, pomimo tego typowego hermetycznie syntetycznego smrodu jakim zazwyczaj dażą nas automaty perkusyjne, ten jakoś... hmmm... autentycznie daje radę, pozostawiając mnie pod sporym wrażeniem i... niewiem, ale aranżacje biją na łeb wielu, wielu uczłowieczonych bębniarzy. Wokale poza tym, że tak zdziczałe jak być powinny to, co ciekawsze, wkomponowane zostały idealnie w resztę muzy. Wszystko na swoim miejscu, tak jak być powinno, czy recytowane kawałki, czy szepty, czy zmiany tempa, wszystko gra i buczy aż miło. "invisible" to przemyślany, doskonale wyrzezbiony materiał z którego Emancer może spokojnie być dumny. [- Lord Darnok]
http://www.emanceronline.com

back

FORSAKEN - "Anima Mundi"


01 Kindred Veil
02 Sephiroth
03 The Poet's Nightmare
04 Whispering Soul
05 The Eyes Of Prometheus
06 Carpe Diem
07 All Is Accomplished


      Nie zdążyło mi się jeszcze znudzić poprzednie wydawnictwo "Iconoclast" a tu panowie z prosto z Malty zaserwowali świeżutki pełno-metrażowy materiał. żeby było ciekawiej, to spodziewałem się paru kawałków ze wspomnianego MCD, tym czasem tu taki wał. Forsaken zaserwował siedem dziewiczych utworów, składających się na zabójczy "Anima Mundi". I cóż za klasa! Już ponad dziesięć lat pracują nad swoją własna marką i to na tej płycie doskonale daje się odczuć. Całość bazuje mocno na wyśmienitej mieszance heavy i doom z przewagą tego drugiego, całość podbudowaną potężnym, czystym wokalem. Godne uwagi jest to, że ci kolesie nie zaspokajają fanów ciągiem powtarzających się riffów. Utwory, pomimo tego że raczej z serii dłuższych, to nawet nie próbują zanudzic słuchacza, brnąc przez różne zmiany tępa, zróżnicowane i jakże chwytliwie wyśpiewane refreny po ponadprzeciętnie ciekawą pracę wioseł. Wygląda, że jest na tym albumie wszystkiego co potrzeba by zlizywać z niego satysfakcję. Chociażby przyglądając się pracy wokalu, który będąc czystym w wieku zdominowanym przaez thrash, death i black wydawać by się mógł słabym punktem... nic bardzij mylnego. Powiedziałbym nawet, że trudno jest sobie wyobazić inny, lepszy sposób śpiewania na "Anima Mundi". Urozmaicone na całej długości, dodatki w tle, szepty tu i ówdzie i ten feeling, obok którego ciężko jest przejść obojętnie. Całość płynie praktycznie bez najmniejszych potknięć wyozdobione popisami solowymi i aż zastamiam się jakto jest, że ci panowie nie zaszli jeszcze na górne półki... Potem sobie wspominam ile zespołów dobrnęło na sam szczyt po to tylko by runąć z hukiem w cien zapomnienia... i tak sobie myślę, że widocznie tak ma być. "Anim Mundi" jednak, jestem przekonany, wprowadzi Forsaken na dużo szersze niż dotychas wody. [- Lord Darnok]

back

HORRIFIED - "Deus Diabolus Inversus"


01 Deus Diabolous Inversus
02 Battle Of The Serpents Within
03 Requiem For A Caged Lust
04 Selenes And Endymions Son
05 Ascending Path: A Star Child Is Born
06 Aphorism
07 Monolith: Test Teach Transform
08 Once Upon A Time?
09 The Seven Gifts Of Sin
10 Doberman
11 Incects
12 Avatar Of The Age Of Horus
13 Argenteum Astrum

      Ta kapela niewątpliwie nagrała krążek, który idzie łeb w łeb z szyldem pod którym się zrodził. "Deus Diabolus Inversus", trzeci materiał zespołu zieje zniewalającym złem, które spotkać można tylko w najciemniejszych otchłaniach dawno zapomnianych światów. Chore i mroczne jak Piekło w najlepszym wydaniu. Jest to album, który bez wahania podpiąłem pod listę swoich ulubionych krążków ubiegłego roku. Album ten potrafi wciągnąć słuchacza w inny wymiar, jeśli tylko odda mu się pełną uwagę, do tego dochodzi cała gama przeróżnych instrumentów wprowadzonych do całości oddając niepowtarzalny klimat. Przerażająco hipnotyzujący na całej swej długości. Zdecydowanie zróżnicowany materiał, przesiąknięty klimatem, którego można zaznać tylko od najlepszych z pod Greckiej bandery. Ogólnie jest to raczej krążek, który zaliczyłbym do grupy wolniejszych, dłubiący niemiłosiernie w zmysłach słuchacza, młucąc jednoznacznie o glebę wszelkie święte gówno. Wystarczy posłuchać "Once Upon A Time?", niczym jakieś pojechane przedstawienie teatralne, po czym oddać się jednemu z moich osobistych ulubieńców na tej płycie - "The Seven Gifts Of Sin" aby zrozumieć co mam na myśli. Cudownie zakręcony materiał w wykonaniu jednych z weteranów sceny greckiej.
      Błądząc pomiędzy cierpieniem i rozkoszą, każdy kawałek tworzy swój własny klimat, trudny do jednoznacznego opisania w paru słowach. Wbrew przeróżnym udziwnieniom i eksperymentom, jest to album kurewsko mroczny i jak mało który, jest w stanie wywołać u sąsiadów niekontrolowane oddawanie moczu w późnych godzinach nocnych, jeśli tylko dostanie pary w głośniki, jakiej zasługuje... [- Lord Darnok]
http://www.horrified.info

back

IRON MAIDEN - "Dance Of Death"


01 Wildest Dreams
02 Rainmaker
03 No More Lies
04 Montsegur
05 Dance Of Death
06 Gates Of Tomorrow
07 New Frontier
08 Paschandale
09 Face In The Sand
10 Age Of Innocence
11 Journeyman

      Z Iron Maiden jest jak z piłkarska reprezentacją polski - najpierw dużo szumu, a potem przychodzi szara rzeczywistość. Niestety, Ci, którzy po ostatniej płycie nawrócili się na Maidenów, przeżyją rozczarowanie... nie, żeby album był denny i nie dało się go słuchać, ale po tym, co zespół pokazał na "Brave New World" - śmiem twierdzić, że najlepszej płycie w historii zespołu - oczekiwania związane z kolejną były zdecydowanie większe.
      Nowa płyta, to niestety odgrzewane danie, zabarwione szczyptą nowości i podane w miłej dla ucha formie. Mamy tu obok klasycznie brzmiących kawałków, których w historii zespołu było wiele, także utwory z cyklu "gdzieś to słyszałem" oraz utwory, w których jednak wykorzystano nowy patent. Na szczęście znajdują się też trzy - ale za to jakie - perełki.
      Do pierwszej grupy należy zaliczyć promujący płytę "Wildest Dreams", a także "Rainmaker", "New Frontier" czy "Age Of Innocence". Nie ma sensu rozpisywać się na ich temat, bo szkoda na to po prostu czasu. Starzy fani Maiden wiedzą dobrze, co mam na myśli, a Ci, którzy przygodę z "ajronami" dopiero zaczynają niech posłuchają ich starszych płyt.
      Niestety do minusów zaliczyć należy też wpadki, które zespołowi niestety coraz częściej się przytrafiają. Chodzi o sytuację związaną z wstawianiem do nowych kawałków linii melodyjnych łudząco podobnych do użytych już na poprzednich płytach. Taka sytuacja miała miejsce na "Factor X" oraz na "Virtual XI" i ma miejsce również na tej płycie. Mam na myśli takie kawałki jak "No More Lies" czy "Dance Of Death". Ja rozumiem, że Maiden to zespół wiekowy, który swoją rewolucję w muzyce już zrobił i ma może teraz odcinać kupony od popularności, ale takie wpadki - zespołowi takiej klasy - nie mają się prawa przytrafiać.
      Na szczęście na płycie znajduje się coś nowego. Mam tu na myśli patent z wykorzystaniem w tle orkiestry (choć nie jestem pewien czy nie są to syntezatory imitujące orkiestrę). Jak na ten zespół, który nie lubi wprowadzać do swojej muzyki drastycznych zmian, to dość istotna nowinka, mocno ubarwiająca płytę. Patent ten świetnie wypadł w "Paschandale" - pierwszej perełce na płycie - podkreślając mroczny klimat utworu. Miejmy nadzieję, że ten motyw szarzej zostanie wykorzystany na następnej płycie.
      Skoro już o perełkach mowa, to nie można pominąć dwóch innych. Pierwsza z nich to "Face In The Sand". Wiem, wiem...Ci którzy uważnie czytali tą recenzje i słyszeli płytę wypomną mi niekonsekwencję, gdyż nie jest to najoryginalniejszy kawałek, ale jego niesamowity klimat sprawia, że fakt ten w tym konkretnym przypadku staje się mało istotny (swoją drogą gdyby cała płyta byłą taka, to łyknął bym ją bez mrugnięcia okiem). Druga perełka to kończący płytę "Jorneyman". Utwór, o którego powstanie ni posądziłbym Iron Maiden. Jest to kawałek akustyczny (nie mylić z balladą), w którym ponownie dzieła dopełniła świetnie wpasowana orkiestra. Rewelacja, świetnie kojąca nerwy - serdecznie polecam.
      Cóż, na pytanie czy polecać wam "Dance Of Death" odpowiem w ten sposób: Ci, co wychowywali się na muzyce Maiden niech zapodają sobie tą płytę z czystej ciekawości. Ci, co dopiero chcą poznać muzę Maiden, niech lepiej zapoznają się ze starszymi ich płytami. Bezkrytyczni fani pewno ją już mają, zaś ci, co Maiden dupie mają...... i tak tego pewno nie czytali. [- Szadek]
http://www.ironmaiden.com

back

MISANTHROPIC - "Soulreaver"


01 Intro
02 Restless Life
03 Fly
04 Admission Free
05 The Play
06 Zwischenpiel
07 The Lie
08 Into The Night
09 Living You
10 Nervous Breakdown
11 Outro

      No i mamy kolejny debut na naszych łamach, tym razem niemieckiego kwintetu, prezentującego miłą przeplatankę starej szkoły death metalowego grania z ciekawymi tchnięciami brutalności i agresywności w świeżych barwach oraz całkiem łatwo wpadającymi w uszy melodiami.
      Wydany w lipcu tego roku dla hiszpańskiej Xtreem Music, "Soulreaver" okazał się nie być tak prostolinijnym albumem jak mi się to wydało po pierwszym jego zakręceniu. Prawdę mówiąc, przy każdym kolejnym przesłuchiwaniu tegoż krążka zapoznawałem się z kolejnymi ciekawostkami na nim zawartymi. Sprawą godną uwagi na pewno jest spora ilość dość chwytliwych riffów zawarta w większości utworów jak i przyzwoite aranżacje całości. Tak sobie myślę, że słychać tu gdzie niegdzie pewną mieszankę Morgoth i God Dethroned. Nie ulega wątpliwości, że na tym albumie, udało się Niemcom wypracować kawał ciekawej muzy. Po mimo tego, że w mym odczuciu, niektóre utwory nie do końca biją tak po twarzy jak reszta, jako całość jednak jest to dość przyzwoity materiał. W miare dobra produkcja, z dość czystym wglądem w pracę każdego instrumentu "Soulreaver" daje rade dobrnąć do końca nie nudząc słuchacza.
      Jedna rzecz, której nie dałem rady strawić to kawałek instrumentalny, który osobiście uważam za pomyłkę, jakby nie na miejscu. Coś co jeszcze przyszło mi do głowy to jakby zbyt równa gęstość każdego kawałka, jakby brakowało wzlotów i niespodzianek bijących z za rogu po pysku. Chodzi tu między innymi o pracę wokali, które mimo tego że prezentują się na poziomie szwedzkich bogów, jednak im głębiej w ten materiał się zanurzałem, jakby traciły w dziwny sposób na swojej brutalności. Nie wiem. Dziwne.
      Otwierający "Restless Life" jest zdecydowanie moim ulubieńcem na tym krążku pomimo tego, że jak już wspomniałem jest tu dość sporo do zwiedzania. Pomimo tego, że "Soulreaver" raczej na listach Top10 nie zagości, poleciłbym go jednak tym, którzy nie owładnięci jeszcze hiperblastowym szaleństwem, lubią zapodać sobie coś w średnich tempach, raz na jakiś czas, tak dla urozmaicenia sobie życia. [- Lord Darnok]
http://www.misanthropic.de

back

NIGHTFALL - "I Am Jesus"


01 Death of Neira
02 The Senior Lover of Diamanda
03 I Am Jesus
04 Pale Crescendo of Diamond Suns
05 Luciferin ( What Men Could Bear Masters? )
06 Muscat ( Darkdark Road )
07 The Poor Us
08 I've Never Dreamt the Life We Share
09 Treasures in Aramaic Tears ( Echelon )
10 Semana Tragica
11 Nightfall

      Po paru latach złowieszczej ciszy, jak już wielu z was wie, Nightfall powrócił z albumem, którym bez wątpienia udowodnił, że ci Grecy nie zamierzają odchodzić w niepamięć, czy choćby pozostać w cieniu przeszłości. Uporządkowanie śmierdzących spraw z Holy Records i podpisaniu kontraktu z Black Lotus rozwarło wrota przed "I Am Jesus", kolejnym albumem tegoż zespołu, który według mnie zagości dość długo na metalowym padole.
      Otwierający kawałek, bez chwili wahania wydaje się wprowadzać słuchacza w najciemniejsze zakamarki krążka swoim chwytliwym refrenem i nawiercąjącymi duszę melodiami. Nie pozostawiając chwili na rozmyślania, drugi utwór przejmuje pałeczkę, budując niezapomnianą atmosferę. Tytułowy utwór stawia już sprawę jasno. Każdy kolejny kawałek podtrzymuje uwagę słuchacza na najwyższych obrotach, przechodząc płynnie w następny. Warto było odczekać te parę lat by w końcu "I Am Jesus" ujrzał światło dnia. Album ten, o przejrzystej produkcji, perfekcyjnej kombinacji mrocznych melodii, diabelskich wokali i agresywności gdzie tego potrzeba pozostaje w głowie jeszcze na długo po zakończeniu odczytywania krążka. Można by nawet odważnie rzec, że jest na nim po prostu parę niepowtarzalnych hitów.
      Nightfall pokazali, że to nie przypadek iż mają na swoim koncie takie krążki jak choćby "Lesbian Show" i pewien jestem, że można się spodziewać jeszcze sporo po tym zespole. Nie zawiedli, wręcz potwierdzili swoją klasę. "I Am God" to krążek, który osobiście uważam za jeden z tych bardzo gorąco polecanych, którego nie powinno się ominąć i nie ma tu żadnych wymówek. [- Lord Darnok]
http://www.nightfallstar.com

back

SHADOWS LAND - "Ante Christum (Natum)"


01 Hybrid
02 My Name Are Three Sixes
03 Z Page Ia – Idon Odmicalzo
04 Decimal
05 Last Way
06 Vortex
07 You Are God
08 I'm Dead
09 Flash
10 b.o.r.y.s.
11 Smell Of Pain
12 Pagan Fears [cover mayhem]

      Gdy tylko usłyszałem "Hybrid" utwór zamieszczony jakis czas temu na ich stronie z niecierpliwością czekałem na płytkę. Tak więc gdy dowiedziałem się o wydawcy i rychłym pojawieniu się krążka juz z radości zacierałem rączki. Nie ma co ukrywać, jest to kolejna bardzo udana produkcja z Hertza co przy tego rodzaju muzyce dodatkowo podkreśla walory tej płyty.
      Dla bardzo starych fanów tego zespołu napewno ta płyta jest sporym zaskoczeniem bo chłopaki troche odbiegli od stylistyki z poprzednich wydawnictw, na których było im blizej do doom/dark metalu a teraz napierdalajá aż miło. Jest tu wszystko co miłe dla ucha: połamane rytmy chore riffy mroczne wocale itp. A przy tym, co ostatnio ciężko zauważyć na naszej scenie wśród "technicznych deathmetalowców" nie ma tu przerostu formy nad treścią numery są bardzo równe a jedyna rzecz która jest na mały minusik albo duży plus heh to to, że brak tu jednego numeru wyrużniającego się na tle innych kompozycji, choc mi najbardziej przypadły do gustu: "I'm Dead" oraz "Vortext" za ten "chory" klimat. Indywidualnie trzeba pochwalić perkusistę za grę do tych połamanców a tak poważnie to ciekawe czy tylko Aro (guitars/vocal) odpowiada za to wszystko czy J.Nerexo nie ma rónież, w powykrecaniu rytmów swojego duzego udziału.
      Podsumowując jest to kolejna obowiązkowa płyta na naszym podole. Czekam na nastepną rzez. Zastanawiające jest to,w którym kierunku teraz ich poniesie wena, może więcej sampli i synth... [- Sathor]
http://www.shadowsland.metal.pl

back

SUPREME LORD - "Death Metal Beast" / promo 2025

01 Death Metal Beast
02 Dark Meresies
03 Isolated (from demo 199.5)


      Prawdę mówiąc, tytuł płyty mówi sam za siebie, doskonale odzwierciedlając jej zawartość. To trzy-utworowe promo bezlitośnie leje po pysku surowym death metalem. Osobiście przyznać muszę, że wpadło mi w ucho i już czekam na pełnowymiarowy materiał.
      Supreme Lord w żadnym wypadku nie owija w bawełne, nie mydli oczu zbędnymi upiększeniami. Dość ciekawe aranzacje i zmiany tempa utrzymując calość na średnich raczej obrotach. Pierwsze skojazenie, które mnie nawiedziło, dotyczyło potężnego zestawu południowo-amerykanskich kapel death metalowych - zwlaszcza dwa pierwsze utwory. I przy tym raczej pozostane. "Isolated" natomiast nieco sie rożni, ma zresztą już swoje latka. Całość twozy spójność, widać poważne podejście do zaproponowanego materiału. Ku mojemu zaskoczeniu, krążek kręcił się i kręcił, raz po razie bez ustanku, wewnątrz zaś podnieta i łaknienie rosło. To mi się właśnie podoba. Bezkompromisowy i zwięzły material, który zapewne niejednemu maniakowi przypadnie do gustu, zwłaszcza tym, ktorzy lubują sie w szczerym death metalu.
      Choć nie jest to może jakiś przełomowy w dziejach muzy produkt, warto skupić uwagę na nadchodzącym krążku, zatuytulowanym "X99.9" i wydawanym dla Conquer Records, bo zapowiada się naprawdę niezły wykop. [- Lord Darnok]
http://www.supremelord.com

back

VADER - "Blood"


01 Shape-Shifting
02 We Wait
03 Son Of Fire
04 As The Fallen Rise Again
05 Traveler
06 When Darkness Calls
07 Angel Of Death


      Vader to jedna z nielicznych polskich kapel, której udało się wyrobić własną markę poza granicami naszego kraju. Chłopaki zdobyli już sobie stałą publikę w europie, a także w kraju kwitnącej wiśni oraz w kraju kwitnących hamburgerów. Ostatni nawet koncertowali w Brazylii, co świadczy o niesłabnącym popycie na ich muzę. Chwała im jednak za to, że mimo licznych tras koncertowych nie zapominają o swoich fanach i znajdują chwilę czasu aby wejść do studia i podać krwistą przystawkę (przed głównym daniem jakim ma być album wydany w 2004 roku) w postaci MCD o jakże smakowitej nazwie "Blood".
      Materiał zarejestrowany na tym singlu zawiera 7 utworów, w tym dwa zupełnie nowe kawałki nagrane specjalnie na potrzeby tego wydawnictwa oraz 5 kawałków zarejestrowanych podczas sesji do ostatniego albumu "Revelations"
      Zacznijmy jednak od początku. Dwa pierwsze utwory ("Shape - Shifting" oraz "We Wait"), to zupełnie nowe kompozycje, nie dające jednak odpowiedzi na pytanie jaką drogą podąży zespół na swoim najnowszym albumie. "Shape - Shifting" to klasyczny szybki "vejderowski" utwór, z wieloma zmianami tempa, zaś "We Wait" to totalne przeciwienstwo pierwszego - jest ciężki i klimatyczny. Cóż, pozostaje nam tylko dalej czekać i zastanawiać się na tym, co najnowszy album nam przyniesie. Biorąc jednak pod uwagę klasę tych utworów, możemy być spokojni o jakość najnowszego dzieła zespołu.
      Nad pozostałymi kawałkami specjalnie się nie będę rozpisywał. Wspomnę tylko, że wśród tych pięciu utworów , mamy jeden znany nam z ostatniej płyty ("When Darkness Calls"), oraz trzy, które nie znalazły miejsca na "Revelations" a także jeden cover ("Angel Of Death"). Jeśli chodzi o trzy nowe kawałki, to są one utrzymane w klimacie znanym nam z "Revelations" - inaczej mówiąc są zajebiste. Na kolana jednak mnie powalił cover utworu "Angel Of Death" zespołu Thin Lizzy. W swojej historii Vader nagrał już trochę coverów, ale tamte to nic w porównaniu z tym co zrobili - z jakże by nie było - klasycznym utworem. Wokal Petera, gary Docenta i wiosła Mausera i Novego tworzą taki klimat, że ja po prostu wymiękam. Prawdę mówiąc nie jestem w stanie opisać odczuć jakie towarzyszą temu kawałkowi …to po prostu trzeba usłyszeć. Dlatego polecam Wam ten singielek - nie zwiedziecie się... [- Szadek]
http://www.vader.pl

back

VEDONIST - "The First Scream"


01 Bad Dreams
02 About Love
03 Into The Black, Wild Night
04 The Dead House


      Pierwszy, w pocie czoła nagrany materiał tychże chłopaków dał mi sporo do myślenia zanim zabrałem się do pisania, przede wszystkim z tego względu, że jakoś nie potrafiłem precyzyjnie ująć w paru słowach to, co słyszałem. Hmmm, tak aby rozpocząc swój wywód, to "The First Scream" to kawał ciekawie wypracowanego, dość potężnego metalu. Ot właśnie. Osobiście, odczułem w tym materiale masę thrash’owego grania na death metalowych obrotach, jeśli wiesz co mam na myśli. Z reguły utrzymując kawałki w średnich tempach z wolniejszymi partiami tu i ówdzie. Przez sekundę śmignął mi jeden z najlepszych smaczków jaki kiedykolwiek zapodał Slayer , ale hej, nie takie figle mi potrafi mózgownica płatać. Tak czy inaczej, pachnie tu przede wszystkim death metalowym podejściem do sprawy. Praca gitar i przede wszystkim solówki dają wyraźnie do zrozunienia, że Vedonist dobrze wie co robi i dokąd zmierza. Czysta produkcja i w chuj ciężkie brzmie. Spodziewałem się, że przy dość równym tempie "The First Scream", perkusista, w którymś momencie zacznie się ot tak po prostu nudzić i tym samym przynudzać, jednak - na szczęście - się myliłem, jako że ten daje z siebie naprawdę sporo aby nie pykać dla jaj, że tak powiem. Również praca wokalu przypadła mi do gustu jeśli chodzi o growle, natomiast wyższe wrzaski i krzyki jakoś nie bardzo mi podpasowały w paru miejscach i osobiście wolałbym widzieć jeszcze bardziej urozmaiconą pracę growlingu na kolejnym wydawnictwie Vedonist, aniżeli tych drugich. Nie mniej jednak nie jest to coś z czym nie dał bym rady przeżyć. Mimo tego, że czegoś mi tu zabrakło, tego czegoś co by rzuciło błagającego o litość słuchacza na kolana, to jest to napewno wydawnictwo warte przesłuchania i tym samym przygotowania się na pełno metrażowy album. Czuć tu pozytywne wibracje i diabli wiedzą co ci panowie w nadchodzącej przyszłości pokażą.[- Lord Darnok]
http://www.vedonist.metal.pl

back

VERMINOUS - "Impious Genocide"


01 Intro
02 Spawn Of Satan's Curse
03 Impious Genocide
04 Malevolent Effacement
05 Chanting Of Ghouls
06 Salvation By Extermination
07 Of Evil Blood
08 Grotesque Visions
09 Rapt In Malignity
10 Verminous Fluids

      Zawsze jest mi miło opisywać materiał kapel, które w jakiś sposób odstają spośród nawału nowicjuszy zazwyczaj prezentujących brak kreatywności, siły przebicia. Mianowicie powstały w 2002 roku Verminous zaserwował mix dobrego old-schoolowego death metalu i thrash metalu z takim kopem, o jakim większość świerzynek może sobie tylko pomarzyć. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się na dawno wypaczony zmysł słuchu to sama produkcja dźwięku tego materiału. Odstaje ona bowiem dość znacząco od standardów do jakich zaczęły nas przyzwyczajać już od dość długiego czasu kapele starające się szlifować swój dźwięk na wzór kryształowych świecidełek. Produkcja trąca death metalem z jego najwyśmienitszych czasów, rozbudzając dawno pogrzebane wspomnienia. Wokale tryskają jadem po wszystkim spod znaku chrystusowego krzyża z nieopisaną wściekłością. Momentami sam sposób śpiewania przypomina mi tu i ówdzie Maze Of Torment, muza zaś pachnie momentami starym, poczciwym Morbid Angel sprzed lat ho ho... ale to takie moje osobiste odczucia.
      Prawdę mówiąc, bardzo miło mi się słucha tego materiału z paru różnych przyczyn. Ten niezapomniany stary duch, bezwstydnie bluźniercze wokale, poziom agresji zawarty w każdym utworze i ten bas zawzięcie pompujący swą drogę poprzez każdy kolejny utwór. Cały krążek trwa około 30 minut włączając w to intro, co też na swój sposób jest odstępstwem od przeklętego trendu komponowania kurewsko długich, zanudzających dupę kawałków. Nie da się raczej porównywać granie oparte na wydzielinach starej szkoły do dzisiejszego w pewnym sensie nowoczesnego stylu grania. Nie mniej jednak uważam "Impious Genocide" za krążek godny polecenia tym, którzy uwielbiają się taplać w bluźnierczym, surowym death-thrash'u, śmierdzącym na odległość chrystusowymi wnętrznościami. Samej okładki nie będę opisywać, mówi pięknie sama za siebie. [- Lord Darnok].
http://www.verminous.com

back

VOIVOD - "Voivod"


01 Gasmask Revival
02 Facing Up
03 Blame Us
04 Real Again?
05 Rebel Robot
06 The Multiverse
07 I Don't Wanna Wake Up
08 Les Cigares Volants
09 Divine Sun
10 Reactor
11 Invisible Planet
12 Strange And Ironic
13 We Carry On

      Voivod powrócił... i to w jakim stylu !!!!!!. Kapela, która przez wielu została spisana na straty, odrodziła się i uderzyła niesamowitą dawką decybeli, miło pieszczących narządy słuchu.
      Prawda jest taka, że nigdy nie należałem do wielkich fanów tego zespołu, ale zawsze ceniłem ich za to, iż potrafili wypracować swój styl i zawsze podążali własną ścieżką mając głęboko w dupie światowe trendy. Niestety, po wydaniu rewelacyjnych albumów "Angel Rats" oraz "The Outer Limits" zespół zaczął tworzyć muzę zbyt trudną w odbiorze dla przeciętnego zjadacza chleba i o ile "Negatron" był płytą jeszcze strawną, to na przykład "Phobos" nie da się słuchać na trzeźwo.
      Te czasy jednak minęły, a to za sprawą powrotu za mikrofon Denisa Belangera oraz objęcia fuchy basisty przez niejakiego Jasona Newsteda. Widać, że dzięki tym osobom Voivod złapał drugi oddech i spłodził albumem, który śmiało może pretendować w swej kategorii do miana albumu roku 2025.
      Voivod - jakby ktoś przeoczył, to również nazwa płyty - zawiera 13 utworów, które od tego co zespół serwował nam wcześniej różnią się tym, iż są bardziej melodyjne i zdecydowanie mniej psychodeliczne choć ciągle mające swój "kosmiczny klimat" - przeczytajcie tytuły utworów a zrozumiecie co mam na myśli. Opisywać ich po kolei nie będę gdyż tak naprawdę mija się to z celem. Jest to niezwykle równa płyta, pozbawiona słabych punktów, przy której słuchaniu od razu widać, że twórcami są goście znający się świetnie na swoim fachu. Kiedy trzeba napierdalają aż miło, a gdy potrzeba odpocząć zwalniają, nie serwując jednak fanom smętnych ballad. Posłuchajcie tylko "Blame Us", "Rebel Robot" czy też "We Carry On". Nie trzeba grać z prędkością 100 km/h aby powalać mocą i energią. Do klasyki przejdzie utwór "Fading Up", z niesamowita linią basu Newsteda, której nie powstydziłby się nawet Butler - dla niezorientowanych: basista z legendarnego składu Black Sabbath (docenił zresztą ten fakt sam mistrz Ozzy, zapraszając Jasona do współpracy). Hacząc już o Newsteda, trzeba uczciwie przyznać, że dopiero na tym albumie widać jak bardzo był tłamszony w Metallice i jak wielki potencjał w nim drzemie. Dobrze się stało, że opuścił ten zespół, i poszedł własną drogą, gdyż można się spodziewać, że dostarczy nam jeszcze wielu muzycznych doznań.
      Wracając jednak do albumu, polecam tą płytę każdemu, kogo fascynuje muzyka mocno gitarowa, oscylująca w klimatach thrash metalowych - choć thrashem bym tego nie nazwał - nie trącących komercją. Zespół ten nadał swojej muzyce nową jakość, nie zapominając jednak o przeszłości. Jest w niej mocny ładunek emocjonalny, który porywa każdego kto da szansę tej płycie i jej posłucha. Bieżcie (ją ) i pijcie (za Voivod) oto płyta genialna !!!!! - Oczywiście moim skromnym zdaniem... [- Szadek]
http://www.voivod.com

back

ZUBROWSKA - "One On Six"


01 Intro
02 Forkebabh
03 Sex, Drugs & Basketball
04 Do I Look Well?
05 Happy Pink Town
06 Smells Like Suicide
07 I Hate Teen Visions
08 One On Six
09 I Talk To The Wind
10 This Rose For You
11 Sad Sick World
12 When Satan Plays Disco People Die


      Francuzi z Zubrowska (nazwa brzmiąca kurewsko znajomo...) wydali właśnie album parę miesięcy temu, który rozbraja na części pierwsze. "One On Six" wydaje się ruchać słuchacza po mózgu bez środków nawilżających czy też zaaplikowanych znieczulaczy.
      łącząc brutalne riffy, podwójne wokale i pozytywnie pojebane bębniarskie szalenstwa z metal-core'owymi jazdami i niekonwencjonalnymi zakrętasami, Zubrowska podołali zadaniu stworzenia przyjemnego, gładzącego-w-niepamięć-najsłabszych materiał. Podchodząc do tego albumu można na dzien dobry zapomnieć o jakiś gitarowych popisach solowych, jako że ci kolesie jadą prosto z mostu, rażąc niczym młot śmiało zapodany centralnie między łopatki. Widać tu dokładnie, że nie było to żadnym przypadkiem, że wpadli pod skrzydła Xtreem Music, która pozwoliła Zubrowska wyjść z swoim demutem na świat. Ciekawe, przemyślane aranżacje, dokładnie dopracowany materiał zarówno przez samych muzyków jak i od strony inżynierskiej.
      Jest to napewno materiał godny uwagi. Zapewniam, że nie da się przy tym albumie usnąć, chyba że uda się przy nim zapić do nieprzytomości pałę, choć obawiam się że i z tym mogłoby być ciężko. Powiedziałbym raczej, że szalenstwo i agresja tego krążka, wijąca się gdzieś pomiędzy wyziewami Dying Fetus, Gorerotted, Cephalic Carnage czy Akercocke i wykonana w sposób nie pozostawiający wiele do życzenia, robią z "One On Six" bardzo przyjemnego czachogroma. Miejcie jednak na uwadze, że nie jst to raczej album, który zapodalibyście na babci zabawie urodzinowej. [- Lord Darnok]
http://www.zubrowska.com

back

Copyright © diabolous.com 2002 - 2006