Posiadanie niewolników było tak oczywiste dla chrześcijan, że ich zakup uważano za konieczny dla życia.
-Świat Prawa nr.1

m e n u

g ł ó w n a
n e w s y
r e c e n z j e
w y w i a d y
k o n c e r t y
m p 3
t a p e t y
w   i m i ę   p a n a
s i o s t r z y c z k i
b o d m o d
l i n k i
b a n e r y
k s i ę g a
k o n t a k t

g o d n e   u w a g i













Top 100 Metal.pl Sites

Enter Best Metal Sites Toplist

Diabolous.com News

Bądź na bieżąco z nami!

Dodaj swój adres email:

   


r e c e n z j e

ASGAARD - "eYe MDX - TASY"


01 Lunatic Asylum
02 Eyes Ov Thy Soul
03 Mystery Ov Zar's Visionaire Act I
04 Mystery Ov Zar's Visionaire Act II
05 The Grievance Enigma
06 Infernal Mask Ceremony
07 I Am The Ecstasy


      Nasz kraj od dawien dawna ma to do siebie, że wbrew pozorom i opinii różnych mediów jak i części fanów, jest w miarę owocodajnym podkładem bardzo zróżnicowanej scenie metalowej. Wtajemniczeni zapewne zrozumieją co mam na myśli. Z drugiej strony zaś, niestety, jest równie dobrym środkiem obezwładniającym, często przycinającym cichcem skrzydełka zespołom, by za wysoko się nie wzniosły.
      Nie będę ukrywał, że długo nie byłem jakimś zagorzałym fanem Asgaard, prawdę mówiąc przez zbyt długi okres czasu nie podchodziłem do tegoż zespołu na tyle poważnie by starać się zdobyć któryś z ich krążków i diabli wiedzą czemu. Być może brak poważnej, docierającej tam gdzie powinna promocji, być może sceptyczne podejscie niektórych mediów czy zamkniętych w swych szablonach, oddanych chodliwym zespołom odbiorców. Nic nie potrafiło mnie skutecznie skusić (pewnie nie tylko mnie), a szkoda. Nie mniej jednak los zechciał i za sprawą sprzyjających okoliczności zaczerpnąłem dwóch starszych płyt, ot tak dla przekonania się na własnej skórze o co w tym całym Asgaard chodzi. Jak się okazało, nie dość, że źle nie było, to było nawet ciekawie. Tym oto sposobem, po krótce dotarłem do "eYe MDX - TASY".
      Najcieplejsze jak dotąd wydawnictwo Asgaard okazało się krążkiem, którego słuchałem dość długo, starając się zaczerpnąć jak najwięcej zaoferowanego dobrodziejstwa, a jest tu z czego spijać. Bez wahania stwierdzam, że jest to krążek mocno urozmaicony, odważnie experymentujący, trudny do jakiegokolwiek zaszufladkowania i być może stąd wynikają tak różne reakcje odbiorców. Sama różnorodność materiału zawartego na "eYe MDX - TASY" delikatnie może przypominać tu i ówdzie o takich perełkach jak Arcturus, Covenant czy Diabolical Masquerade. Całość jednak, odziana w jeszcze odważniejsze klawisze, chwilami niebezpiecznie wybiegającymi poza granice powszechnie ustalone dla muzy metalowej oraz wszelkiego pokroju zagrywki wokalne - od szeptów, jęków poprzez teatralno operowe, chwytliwe wyziewy po najróżniejszej skali wrzaski, krzyki, growle. Mimo tej różnorodności wszystko sie tu doskonale trzyma jednej spójnej całości i trudno by mi było coś konkretnego zarzucić, nawet tak znienawidzonej, niezrozumiałej i przeklętej komercji. Jest tu klimat, jest agresja, jest melodia, jest dzicz, zmiany tępa, ciężar, nostalgia, szaleństwo i pasja. Napewno nie jest to muza dla maniaków oddanych jednemu konkretnemu nurtowi. Jest to napewno najbardziej dojżały materiał zespołu i jak najbardziej godny polecenia. [- Lord Darnok]
http://www.asgaard.art.pl

back

BERSERK - "Rites Of Supremacy"


01 Rites Of Supremacy
02 Astapa's Ashes
03 Berserker's Blond
04 De Este A Oeste
05 Gaze At The Sky
06 Blood Of The Gods
07 Journey To Eternity


      Black-Metalowa formacja Berserk powstała w 1998 roku w Hiszpanii a ich muzyka opiewa świetności i waleczności kultury celtyckiej. Wyprodukowali już w sumie 3 krążki. Materiał ma łączny czas trwania 43,05 min i siedem wyżej wspomnianych utworów.
      Słucha się tego nadzwyczaj przyjemnie. Materiał muzycznie jakby mix twórczości Carpathian forest z Dimmu Borgir i Bathory, ale to tylko spore przybliżenie. W Kawału 4 wg mnie słuchać dużą ingerencji twórczości Bathory i muzyka celtycką: Ze względu na podobny klimat i tempo kawałków nie będę się rozwodzić nad każdym, bo musiałbym się powtarzać, tylko opisze jako całość sztuki. Muza nie jest ani za wolna ani za szybka i nie męczy nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu, wręcz każde przesłuchanie więcej może odkryć cos bardziej interesującego. Nie jest też przesadnie upstrzona nadmierna ilością dźwięków, ani klawiszy. Jest wszystkie ile trzeba i jak trzeba. Frazy są bardzo ciekawe i w miarę melodyjne. Jedyny mankament, do którego można by się przyczepić to ze kawałki po pierwszych przesłuchaniach są nieco podobne do siebie, przez co są nieco monotonne, ale to wyjątkowo wina perki, która jest podobna we wszystkich kawałkach.. Dopiero po kilku przesłuchaniach każdy znajdzie w muzyce cos dla siebie. Brak tu wyraźnych przyspieszeń lub zwolnień. Na szczęście te co są, zastały dość sprytnie wymyślone. Szybsze kawałki to nr 1, 3, 5 i 7( 1 i 5 mp3 dostępne na stronie) reszta jest nieco wolniejsza, ale równie ciekawa. W nielicznych i nie za długich zwolnieniach znaleźć można całą moc ciekawych pomysłów, od odrobiny klasycznej gitar, do motywów wręcz folkowych. Motyw folkowy to w zasadzie cały kawałek nr 4. Jest jak chwilowa przerwa na refleksje przed kolejna dawka tej jakże ciekawej muzy.
      Podsumowujac: W warsztacie muzycznym możnaby poważnie zmienić perkusje, która to powoduje efekt motonii. Gdyby ten szczegół nieco urozmaicić i przyśpieszyć, byłaby to naprawdę super muza. Co do reszty warsztatowej niema się, co przyczepiać. Poprawnie zagrana muza w mrocznym klimaciku. Każdemu gorąco polecam...warto posłuchać :) [- Mardead]
http://www.berserkhorde.com

back

DEVILISH IMPRESSIONS - "Plurima Mortis Imago"


01 Lunarium
02 Rebellion Of Will Manifesto
03 Visions Of Kingdom To Come
04 Dracula's Mechanized Universe
05 Funeral Of God
06 Alfa & Omega Spaces
07 Crowned To Be Crucified
08 Smell Of Death
09 SataniChaoSymphony


      Wyprodukowane na własną rękę, drugie już dzieło Devilish Impressions nie pozostawia cienia wątpliwości co do rozwoju zespołu. Rozwoju, jak na mój gust, zarówno w ciekawym jak i słusznym kierunku. "Plurima Mortis Imago" jest napewno dowodem na to, że jak się chcę to można w dzisiejszych czasach, własnymi siłami wyprodukować płytę na wysokim poziomie, urozmaiconą, odbiegającą od trendów, omijającą dawno wydeptane ścieżki. Ktoś kiedyś powiedział, że do odważnych świat należy i Devilish Impressions napewno postawili na materiał dość odważny. Nie są to może jakieś rzeczy nie z tego świata, przelewa się tu jednak mnóstwo nietuzinkowych zagrywek, zarówno na pasmach guitar, klawiszy, bębnów jak i wokali.
      Trzy kwadranse awangardowego black/death-u przemija jak z bicza strzelił. Nie jest to łatwy materiał do pochłonięcia wpełni za pierwszym razem i to czyni go jeszcze bardziej ciekawym. Przy każdym kolejnym słuchaniu krążka, można odkryć tu coś nowego, jakiś szczególik, dźwięk, jakieś bicie, klawisz... Wokale podróżują zwinnie po najróżniejszych obszarach, możliwości zaś wokalisty/gitarzysty i w sumie lidera grupy, możecie znać już choćby z dokonań Quazarre w Asgaard.
      "Plurima Mortis Imago" jest krążkiem na tyle sprytnie zaaranżowanym, że mimo swej intensywności, zawiłości i agresywności, daje tu i ówdzie sekund parę na złapanie oddechu by nie przydeptać swą nawałnicą dźwięków. W ten sposób pełniej można czerpać z całości materiału, wczuć się w sprytnie dawkowane melodie. Trudno mi wybrać jakiś ulubiony kawałek, jako, że każdy indywidualnie trzyma wysoką klasę. Mogę powiedzieć jednak z czystym sumieniem, że dawno nie słyszałem tak ciekawego intro jak "Lunarium" czy instrumentalnego kawałka na tyle poruszającego co "Alpha & Omega Spaces". Jedyną rzeczą, która tak naprawdę jakoś do końca mnie nie przekonuje w tym materiale to gra bębnów. Nie chodzi tu bynajmniej o samego Dragora (Luna Ad Noctum), wydaje mi się jednak, że zostały one w paru miejscach przekombinowane, być może coś nietak z mixem, nie wiem/nieznam się, lecz delikatnie mówiąc, chwilami nie zazębia mi się.
      Podsumowując, Devilish Impressions ma według mnie duże szanse na przebicie się do szerszego grona odbiorców, w zależności od kontraktu - jeśli, jaki i kiedy sie ten trafi. Zdecydowanie warto mieć tę kapelę na oku. [- Lord Darnok]
http://www.devilish-impressions.com

back

DISSENTER - "Furor Arma Ministrat"


01 Inferno
02 Lava Of Hatred
03 The Earth Turns Into Hell
04 The Ashes Of Temples
05 Suffering Sent In Mercy
06 Admired Masterpiece
07 Mournful Altar
08 Death's Sacrament
09 Legion Of Darkness
10 Never Underestimate...


      Zeszłoroczny album Dissenter nie zdołał rozdziawić mi japy do stopnia w jakim dokonał tego poprzedni krążek zespołu "Contamination" a to tylko i wyłącznie za sprawą mojego przygotowania i nastawienia na to czym miało z "Furor Arma Ministat" tryskać. Nie dałem się tym razem bezbronnie zaskoczyć.
      Omawiany materiał odbieram jakby był on w pewnym sensie kontynuacją rozwoju zespołu w obranym, kiedyś tam, kierunku. Esencja zaserwowanych utworów nie odbiega daleko od tych zawartych na wspomnianym "Contamination". Jest to po prostu Dissenter i to słychać od początku do końca. Głównym problemem, o ile można to nazwać problemem, zespołu jest chyba to, że proponowana przez Dissenter burza dźwięków odbiega dość brutalnie od tej bardziej modnej i dostępnej części death metalowego padołu. Stąd też bardzo podzielone opinie słuchaczy. Spotkałem się z wypowiedziami, że zbyt gęsto grają, za mało przejżyście, że mało selektywne brzmienie, że nie ma bata, żeby na koncercie to odegrać w sposób czytelny i takie tam. I cóż ja biedny żuczek mogę tu wtrącić? Osobiście fanem byłem i jestem od początków istnienia takich kapel z za oceanu jak Immolation, Incantation, Suffocation, w morde, ile to już lat... Starych drzew się nie przesadza i tak już pewnie pozostanie mi do końca. Płytę uważam za dobrą, z wieloma ciekawymi zagrywkami i chwytliwymi patentami, które śmiało przebijają się przez tę ciężkostrawną dla wielu warstwę dźwięków zainkorporowanych w całość brzmienia Dissenter. Mimo swej bezkompromisowości, nie uważam tej płyty za nudną czy bezsensowną i tego się będę dumnie trzymać. Napewno nie jest to płyta lekka w odbiorze, zwłaszcza dla młodzików i małolat wychowanych na gotyku, nu-metalu czy symfoniczno-komercyjnym blacku. Myślę jednak, że "Furor Arma Ministrat" znajdzie swoją rzeszę fanów i tym samym w większym czy mniejszym stopniu wzmocni pozycję zespołu na naszej scenie, tudzież z szansą na wyjście dalej. Tu jednak w grę wchodzi dodatkowo parę innych elementów, nie do końca zależnych od zespołu, o których nie chce mi sie nawet pisać. [- Lord Darnok]
http://www.dissenter.prv.pl

back

GNOSTIC - "Evoking The Demon"


01 Intro
02 Sodomizing The Podophile Priest
03 Iron Flames Of Blasphemy
04 Utter Human Waste
05 Infernal Crypts Of Martyrdom
06 Evoking The Demon
07 Nocturnal Foree... Torn Asynder
08 When Bloodswords Where Drawn
09 Enberns Of Blackened Reasoning
10 Altars Of Damnation
11 Outro


      Na początek jedno ale.... Po co ten temat z gladiatora....Spieprzyło to tylko intro. Ale później już jest wszystko jak trzeba.
      Od pierwszego słowa wokalisty materiał już mi się spodobał, po prostu uwielbiam taki vokal.( jak w immortal). Później buchnęła muza.....Zdecydowane rozpętanie piekła. Ostro szybko, nawet bardzo szybko, ze wściekłością, dzikością, agresja i najważniejsze Zero klawiszy...mmmm " miodek na moje uszy". Vokal to jak czysty Abbat, a muzę można porównywać do twórczości Marduka z Panzer Division Marduk...ta prędkość i dzikość.Technika grania to raczej Mayhem, Darkthron, Immortal, Marduk, Dark Funeral. Z każdego po trochu. Kawałki dość krótkie nieprzekraczające 3,5 mim, prócz When Bloodswords Where Drawn, bo tu sobie chłopaki poszaleli ponad 5 min... Sodomizing The Pediphile Priest rozpoczyna krótka i treściwa inwokacji, po czym rusza muza. Kawałek składa jak cała reszta muzy składa się z paru prostych riffów świetnie pasujących i do tego piekielnie szybko zagranych. i do tego ten Vokal. W Utten Human Waste początek zaczyna się idącą w tle solówka a później wio.......hahaha ale bynajmniej miło się słucha. Infernal Crypts Of Martyrdom zaczyna się krótka recytacja, po czym dość spokojnie jak na te muzę dość skromnym tempem i stonowana muzyczka,ale chłopaki nie wytrzymali tego za długo i puścili ogary wojny na właściwa sobie moc. Następny kawałek jest bardzo podobny, ale bardziej melodyjny, z fraza jak z Immortala ( pure holocaust ) Nocturnal Foree...Torn Synder zaskoczy nas dwoma dość pokrętnymi i chaotycznymi solówkami, a takie pomysły rzadko się zdążają w tak dzikim agresywnym blacku, w ty druga imponująco kończy kawałek.. No i wreszcie najdłuższy kawałek. When Bloodswords Where Drawn to kwintesencja płyty. Nic dodać nic ująć. Zdecydowanie najciekawszy kawałek z płyty. [- Mardead]

back

HERMH - "Before The Eden - Awaiting The Fire"


01 Hunger
02 Red Blood Running
03 Years Of Dying
04 Crying Crowns Of Trees
05 Neverending War
06 Valhalla [cover Bathory]
07 Deathcrush [ cover Mayhem]


      Tak jak jakiś czas temu na światowej scenie zapanowała moda na powroty kapel, które to swoimi poczynaniami zdołały napiętnować w jakimś stopniu historię szeroko pojętej muzy metowej tak i u nas nie zabrakło chętnych ponownej próby sił. Mini-album "Before The Eden - Awaiting The Fire" to nic innego jak zapowiedź, tudzież wizytówka nadchodzącej, odrodzonej, dojżałej bestii o imieniu Hermh. Starym wyjadaczom rodzimej sceny dużo tłumaczyć nie trzeba, młodzikom starczy powiedzieć, że skosztować z tego powinni, zanim zaznaja cieplego pełno wymiarowego krążka. Choć nowa krew w żyłach kapeli i minione lata nie przytłumiły podstawowych załozeń Hermh, muzyka prezentowana zdecydowanie zaś nabrała na jakości, powiedziałbym wręcz swojego rodzaju pewności siebie. To się słyszy, to się daje odczuć i to widać na żywo. Jest tu zarówno potężna dawka agresji jak i spokojniejszych pasaży, spora ilość melodii jak i wściekłego spontanu wypełniających mniej więcej pełny zakres obowiązków jeśli chodzi o wykonywany przez Hermh styl w klimatach symfoniczno-wampirycznego blacku. Jasne, że trudno jest mówić o jakimś szczególnie niesamowitym wydawnictwie mając na uwadze fakt, że tylko dwa z kawałków umieszczonych nim są wpełni dziewicze a o pozostałych świat już swojego czasu słyszał. Uważam jednak, że jest to wystarczająco zachęcający wstęp do dalszych rozgrywek, tymbardziej podparty sporą dawką udanych występów po kraju. Hermh powraca wpełni sił i nie da się tego ukryć. [- Lord Darnok ]
http://www.hermh.pl

back

KATATONIA - "The Great Cold Distance"


01 Leaders
02 Deliberation
03 Soil's Song
04 My Twin
05 Consternation
06 Follower
07 Rusted
08 Increase
09 July
10 In The White
11 The Itch
12 Journey Through Pressure


      13 marca wychodzi siódma płyta Katatonii "The Great Cold Distance", album, który niewątpliwie był długo oczekiwany przez fanów. Miesiąc wcześniej dokładnie 13 lutego na runku pojawił się singiel " My twin" Poza dwoma wersjami utworu tytułowego, na wydawnictwie można usłyszeć również kompozycje "Displaced" i "Dissolving Bonds", które nie pojawią się na pełnym albumie.
      Na początku zespół na swojej oficjalnej stronie dał nam mały przedsmak nadchodzącego albumy w postaci próbki singlowej "My Twin". Pierwsze wrażenie po przesłuchaniu kawałka było zaskakujące. Ten krótki fragment trwający zaledwie 2:40 i jakże "uroczy" i "delikatny" vocal Jonas'a, trafił do mnie od razu i sprawił, że miałam wielką ochotę natychmiast mieć ten krążek w swoich rękach i móc przesłuchać go w całości. Kolejna niespodzianką, jaką zafundowali nam Szwedzi było umieszczenie na stronie pierwszego w historii zespołu clipu do "My Twin".
      Ha! Pierwsze przesłuchanie albumu było dla mnie mała zagadka, bo coś mi nie grało w tym wszystkim, brak jakiegoś wyrazu. Jednak wszystkie obawy ulotniły się podczas kolejnych przesłuchań. I właśnie za to cenie Katatonie, że trzeba zrozumieć i wczuć się w ich muzykę.
      "The Great Cold Distance" rozpoczyna się kawałkiem "Leaders" i już pierwsze charakterystyczne dla Katatonii dźwięki powodują mały dreszczyk emocji. Nic tylko rozkoszować się w spokoju. Każdy kolejny utwór utrzymany jest w klimatach zespołu jednak powiedziałabym, że próbują odrobinkę wracać do korzeni, nie do black metalowych, ale zapewne mocniejszych niż na ostatnich trzech wydawnictwach. Przykładem może być min. utwór "Consternation".
      Najbardziej uderzył mnie ostatni kawałek "Journey Through Pressure" to właśnie jedne z tych 'smutnych i mrocznych' chwytający za serce ... piękne zakończenie...Nic dodać nic ująć. "The Great Cold Distance" nie jest łatwą płyta, jest ciężka mroczna i najbardziej depresyjna od wszystkich płyt jakie wydali, ale wciągająca...Katatonia ma to do siebie,że trzeba naprawdę wczuć się w muzykę, którą prezentują. Za każdym razem słuchając, "The Great Cold Distance" czy też wcześniejszych albumów ma się wrażenie, że odkrywa się coś nowego.
      Melancholia, smutek, ból, rozpacz, muzyka pełna mroku i nawet depresyjna, tajemnicza... muzyka dla wybranych dusz. Bardzo żałuję, że nadal w naszym kraju zespół ma małą popularność i chciałabym zachęcić do kupna tego albumu jak i również do obejrzenia clipu "My Twin" . Może ktoś załapie klimat
      Life Is Full Of Darkness. [- nataes]
http://katatonia.com

back

KREATOR - "Enemy Of God"


01 Enemy Of God
02 Impossible Brutality
03 Suicide Terrorist
04 World Anarchy
05 Dystopia
06 Voices Of The Dead
07 Murder Fantasies
08 When Death Takes Its Dominion
09 One Evil Comes - A Million Follow
10 Dying Race Apocalypse
11 Under A Total Blackened Sky
12 The Ancient Plague


      Tak jest proszę państwa. Po raz enty już od lat x, Mille z zespołem wyrzygał na świat płytkę, którą można słuchać i słuchać, no i słuchać. Pawdę mówiąc w całej karierze Kreatora bałbym się opisać bodajże jednej płytki (pozostawiając w tym miejscu nutkę tajemniczości, tytuł tylko do wiadomości redakcji), tzn. nie dałbym rady opisać jej z taką przyjemnością i dreszczykiem podniecenia z jaką studiuję właśnie najcieplejszy ich wyziew - "Enemy Of God". Już na samym wstępie proponuje nominację do Pokojowej Nagrody Nobla za tytuł płyty i biorę się za muzę samą w sobie. Cóż... Kreator ma już swoją markę, swoje brzmienie choćby nie wiem jak bardzo z nim dla zmyłki kombinowali... Mille to Mille i wiadomo, że nie ma lekko i nie ma, że dupa boli. Jak już ten dinozaury thrash metalu zdążyły przyzwyczaić swoich fanów na poprzednich krążkach, muzyka buja się pomiędzy szybkimi thrashowymi jazdami a wolniejszymi pasażami wszystko zespojone charakterystycznymi melodiami. Wokale same w sobie pozostały w sferach zaprezentowanych choćby na Violent Revolution, chyba nawet barddziej agresywne - i bardzo dobrze, bo chyba ten właśnie styl najlepiej komponuje się z całą resztą, nie ujmując przy tym odchyłom choćby z czasów " Renewal". Dynamika, agresja, zmiany tempa, różnorodność w wypracowanym przez siebie stylu no i te solówki (w tym gościnnie Michael Amott na Murder Fantasies) to już stałem fragmenty gry tejże kapeli. Jak na mój gust, powiedziałbym, że "Enemy Of God" najbliżej pada krzyżowce "Coma Of Souls" z wspomnianym "Violent Revolution" choć ku mojemu miłemu zaskoczeniu powiewa tu momentami nawet "Extreme Aggression". Jedną z zasadniczych cech kapel pokroju drużyny Mille to brak zapychaczy, które się przeskakuje fast forward by nie psuć atmosfery całości i tak właśnie każdy utwór tutaj kopie tyłek sam w sobie, tym samym pracując na kożyść płyty. Miodzio. [- Lord Darnok]
http://www.kreator-terrorzone.de

back

NIGHTWISH - "Once"


01 Dark Chest Of Wonders
02 Wish I Had An Angel
03 Nemo
04 Planet Hell
05 Creek Mary's Blood
06 The Siren
07 Dead Garden
08 Romanticide
09 Ghost Love Score
10 Kuolema Tekle Tajteitijan
11Higher Than Hope


      Prawdę mówiąc nie wiem, która to płyta finów. Wiem jednak to, że utwór "Nemo" ją promujący znają chyba wszyscy. Miły, lekki i przyjemny został nawet zaakceptowany przez komercyjne stacje radiowe i puszczany był nie tylko w godzinach nocnych, co na pewno sprawiło, że zainteresowanie zespołem w ostatnich miesiącach wzrosło. Czy to dobrze czy źle, oceńcie sami. Ja wiem tylko, że na pewno to pozytywnie wpłynie na zainteresowanie finami a przy okazji metalem (przynajmniej tym w lżejszej odmianie). "Once" to płyta zróżnicowana, której cechą charakterystyczną są mocno rozbudowane aranżacje. Nie jest to na pewno najoryginalniejsza płyta, gdyż Nightwish bazuje na wytartych już patentach, takich jak chóry, orkiestra w tle, wokalistka operowa, ale wszystko to podane jest naprawdę dobrze, przez co płyty słucha się lekko. Na uwagę zasługują tu szczególnie partie orkiestry i chórów, które kapitalnie wkomponowują się w utwory, idealnie wyrażając nastrój panujący w danych utworach. Trudno się jednak dziwić, skoro do ich odegrania zatrudniono blisko 70 osób w tym 18-tu chórzystów. Tak idealną współpracę zespołu z orkiestrą i chórem jaką mamy na tym albumie spotkałem tylko na "Theli" Theriona. W "Once" słychać też inspiracje muzyką filmową. Za sztandarowy przykład może tu służyć utwór "Creek Mary's Blood", który od razu przywołuje na myśl soundtrack z "Ostatniego Mohikanina" (zresztą w tym kawałku ujawniają się też fascynacje kulturą indiańską głównego kompozytora Nightwish). żeby jednak nie było za pięknie, to trzeba uczciwie powiedzieć, że ta płyta ma też słaby punkt w postaci partii wokalnych Tarji Turunen, które gdyby nie były urozmaicone wokalami basisty oraz chórami, stały by się schematyczne i wręcz monotonne. Przydało by się jednak trochę zmian i na przykład zamiast odśpiewywania ciągłych arii operowych mogła by czasem zaśpiewać coś normalnie. Mimo tego mankamentu "Once" jako całość się broni. W moim przypadku, album przetrwał próbę czasu i wraca co jakiś czas do cedeka. Pytanie brzmi jednak, co Nightwish zrobi dalej ? Czas pokaże... [- Szadek]
http://www.nightwish.com/

back

OPETH - "Ghost Of Perdition"


01 Ghost Of Perdition
02 The Baying Of The Hounds
03 Beneath The Mire
04 Atonement
05 Reverie / Harlequin Forest
06 Hours Of Wealth
07 The Grand Conjuration
08 Isolation Years


      To już ósmy studyjny album szwedzkiej grupy Opeth i jest on chyba najbardziej progresywnym i zarazem najtrudniejszym ich dziełem. Album zawiera osiem kawałków, z czego cztery to utwory przekraczające 10 minut, co wszystko daje nam ponad godzinę dobrej, mocnej i bardzo zróżnicowanej muzy. Słuchając tej płyty miałam takie dziwne wrażenie, że za każdym razem, gdy jej słucham, mam do czynienia z zupełnie inna płyta. Na początku miałam mieszane uczucia, min. uczucie niedosytu i pewne rozczarowanie. Liczyłam na cos więcej widocznie. Ale dopiero po przesłuchaniu płyty kilka a nawet i kilkanaście razy, dostrzega się ich kunszt… stopniowo i powoli, krok po kroku, każde kolejne przesłuchanie dostarcza nam coraz większych wrażeń i brzmień i wszystko nabiera sensu i układa się w całość.
      Przy pierwszych dźwiękach przez głowę przeleciała mi myśl: "Blackwater Park"! Ale im dalej w głąb albumu, tym myśl ciągle się zmieniała. Taki mały powrót do "Blackwater Park", nie do końca, ale ma ten sam niepowtarzalny klimat charakterystyczny dla grupy. Jak dla mnie "powrót", a może i krok do przodu?.. Z pewnością krok do przodu.Tak naprawdę to chyba nie mogę zawartości albumu porównać do konkretnych wcześniejszych wydawnictw, gdyż według mnie na najnowszym krążku, jest wszystko po trochu z każdego, plus nowe niespodzianki zafundowane dla fanów (np. elementy orientu, więcej klawiszy).
      "Ghost of Perdition" rozpoczynający płytę masywnym riffem, jest to chyba jeden z najlepszych kawałków na krążku (i całkiem niezły początek). Po nim, kolejny długi utwór "The Baying of the Hounds" też z charakterystycznym stylem 'opethowskim’. Chwile wytchnienia między mocnymi dźwiękami przynoszą, nieco krótsze utwory, min. "Atonement" i "Hours of Wealth" ... Znowu możemy usłyszeć te charakterystyczne huśtawki nastrojów (przejścia z czystego wokalu, na growl, z ciężkiego riffu na akustyczne brzmienie itp.). Także zakończenie albumy jest ciekawe. Kończy go utwór "Isolation Years" spokojny, melodyjny, wręcz delikatny jak dla mnie… Po co opisywać całą płytę skoro te dwa utwory:początkowy i ostatni, odkrywają zawartość i różnorodność "Ghost Reveries"!
      Podsumując całość muszę jednak stwierdzić, że czegoś brakuje mi na tej płycie, ale pewnie kolejne albumy będą miał to coś. I niestety muszę stwierdzić, iż "Ghost Reveries" nie jest przeznaczony dla nowicjuszy, a bardziej dla dojrzałych fanów Szwedów. [- nataes]
http://www.opeth.com

back

PYORRHOEA - "Desire For Torment"


01 Slave
02 Excrements On Your Face
03 Masskill Symptom
04 Bondage Punishment Torture
05 Siucidal Masturbation
06 Anal Arousal
07 Addicted To Kipling
08 S.W.Y.T.E.Y.O.S.
09 Consume You
10 Desire For Torment
11 Chainsaw Dance
12 0108
13 Hung On A Hook
14 Dead Orgy Scene


      Przyznam szczerze, że od muzy grind’owej odwykłem jak od wysoko procentowych trunków (czytaj 40 % i więcej). Nie, żebym zaprzestał jej słuchać (i pić wódę), ale po prostu inne klimaty królują w moim "cedeku". Nie zmienia to jednak faktu, że czasem mam ochotę na coś mocniejszego - w sensie muzycznym oczywiście. Jeżeli macie podobne potrzeby, polecam na ich zaspokojenie PYRORRHOEA. Ich debiutancki - choć już nie młody - album najzwyklej ścina z nóg niczym 70 % śliwowica. "Desie For Torment" - bo taki tytuł nosi ich pierworodny album, to 14 soczystych kawałków utrzymanych w klimacie grind death metalowym. Tu nie ma miejsca na kompromis. Słuchacz od samego początku jest atakowany potężną ścianą dźwięku, która wlewając się do jego wnętrza, wypala wszystko co napotka na drodze. A to wszystko w zaledwie 29 minut - szybciej działa chyba jedynie bomba nuklearna i kwas solny. Owszem znajdą się jacyś malkontenci, którzy narzekać będą, że to nic odkrywczego … może i trochę racji mają (bo co można jeszcze odkryć w tym gatunku), ale mi to akurat w tym przypadku nie przeszkadza. Czemu ? Ano dlatego, że album jest spójny i niesie ze sobą niesamowity ładunek energii. Takie kawałki jak "Slave", "Anal Arousal" czy też "Dead Orgy Scene" to nie bezmyślna młucka, ale kawałki przemyślane i kompletne. Płyta zaś wzbudza we mnie takie same pozytywne odczucia, jakie miałem gdy pierwszy raz, iks lat temu, słuchałem Carcass. Gratuluję kapeli płyty i niczym sadomasochista proszę o jeszcze...
      PS. Tak przy okazji mam jeszcze jedno skojarzenie z Carcass - przeczytajcie tytuły kawałków i domyślcie się jakie...[- Szadek]
http://www.pyorrhoea.org

back

RAMMSTEIN - "Reise, Reise"


01 Reise, Reise
02 Mein Teil
03 Dalai Lama
04 Keine Lust
05 Los
06 Amerika
07 Moskau
08 Morgenstern
09 Stein um Stein


      Kiedyś w przeszłości, szkoła o której uczęszczałem nakreśliła sobie ambitny plan nauczenia mnie języka niemieckiego. Walczyli dzielnie, ale ostatecznie musieli uznać swój porażkę dając mi w świadectwie piękną - jakże pożądaną przez wielu - ocenę dostateczną (na moje szczęście wtedy miernych nie było). Dzisiaj po latach trochę żałuję, że ich plan się nie powiódł, gdyż wiedział bym o czym śpiewają chłopaki z Rammstein’a na swoim 4 studyjnym (a 5 w historii) albumie, co szczególnie przydałoby się w utworze "Amerika", gdzie naszym "braciom" zza oceanu ponoć nieźle się dostało (widać to na teledysku). W ich przypadku pozostaje mi jedynie delektować się dźwiękami wydobywającymi się z głośników. A jest czym, bo "Reise Reise" to album, których zespół udowodnił nie tylko swoją wysoką klasę, ale także to, że potrafi wykroczyć poza ramy, które sam sobie wcześniej wyznaczył. Ich najnowsza płyta zawiera o wiele więcej przestrzeni niż poprzedniczki i jest bardziej zróżnicowana. To płyta przede wszystkim gitarowa, okrojona do niezbędnego minimum z wszelkich elektronicznych dodatków. W zamian za to można spotkać tu dźwięk akordeonu ("Moscou") oraz mandoliny ("Ohne Dich"), a gdzieniegdzie w tle słychać chóry (np.:"Morgenstern"). Mamy też kawałek zagrany na pudłach ("Los") i bynajmniej nie jest to ballada lecz energiczny, zahaczający o klimaty bluesowe utwór. Owszem, słychać tu klasyczne dla tego zespołu riffy, ale na tym albumie są one podane w innej formie, dzięki czemu brzmią naprawdę świeżo. Ta płyta żyje i chce się jej słuchać, a taki kawałek jak "Amour" to istna perełka. Polecam "Reise Reise" do przesłuchania każdemu- fanom jak i zaciekłym wrogom, ze wskazaniem na tych ostatnich, gdyż wielu może po jej przesłuchać przełamać się do tego zespołu. [- Szadek]
http://www.rammstein.com

back

SOULLESS - "Total Desecration"


01 Impaled Inferno
02 Desecration Is Now
03 The Creature
04 He Must Die!
05 Ornate God
06 Suffer To Rescue
07 Nuclear Cyclone
08 Urns Of Hate
09 Soulless
10 Pope Of Millennium
11 Liberator
12 Buy The Salvation
13 Old Temple


      Katowicki Soulles próbuje od paru lat, z takim czy innym skutkiem, przebić się w jakiś znaczący sposób na większą scenę. Problem jednak moim zdaniem polega na tym, że popytu zbyt wielkiego na muze proponowaną na "Total Desecration" raczej nie ma, przynajmniej na naszych ziemiach, pomimo istnienia paru przedstawicieli tego gatunku. Tak zwany brutalny death metal nigdy do konca nie budził jakoś we mnie przyjaznych emocji. W sumie, samo podkreślenie "brutalny" w jakiś sposób mnie dziwi, myśląc o zespołach jak Obituary, Suffocation nasze Dissenter, Trauma i cała reszta sceny pod szyldem "zwykłego" death metalu... Brutalny zdaje się wiązać w dzisiejszych czasach z wokalem totalnie przesterowanym, niezrozumiałym, gitarami zazwyczaj jadącymi stałym tempem z paroma mniej lub bardziej "skocznymi" zwolnieniami tu i ówdzie.
      Oba dema zawarte na tymże wydawnictwie ukazują wpełni styl Soulless, choc druga część zdecydowanie bardziej atrakcyjna i o niebo lepiej wyprodukowana. Jest tu przysłowiowe mięcho i siara, jest tu również trochę ciekawszych zagrywek. Napewno warto podkreślić że różnica pomiędzy tymi demo jest znacząca i widać postęp zespołu, utwory fucktycznie zdają się nabierać bardziej przystępnych i ciekawszych kształtów. Brakuje mi tu jednak czegoś coby mnie za wór chwyciło. Momentami materiał zdawał mi się robić ciutkę monotnonny - jednak jest to tylko moja opinia i podkreślam, że nie jestem i nie byłem nigdy jakoś tym nurtem zafascynowany - zdecydowanie wolę death-grind. Jest to materiał wybitnie poświęcony tym nie narzekającym na produkcję a gustującym przede wszystkim właśnie w brutal death metalu. [- Lord Darnok]
http://www.soulless.pl

back

TRAUMA - "DatermiNation"


01 The Elegy Of Doom
02 The Solituse Remains
03 Wings Of Frustration
04 An Act Of Providence
05 The Loneliest
06 As Never Before
07 Frozen God
08 DDatermiNation


      Traumę od dłuższego czasu już mało komu trzeba przedstawiać. Zespół ten bowiem rozrabia nie od dzis i to z coraz doskonalszym skutkiem. Potężna dawka solidnego death metalu opętana techniką, zmianami tempa, chwytliwymi riffami oraz czarodziejskimi solówkami zawartymi na "DatermiNation", nie pozostawia rąbka wątpliwości co do statusu Traumy. Osobiście z czystym sumieniem moge powiedzieć, że jest to zespół, który godnie reprezentować może nasz kraj na arenie międzynarodowej, utrzymując w ramach swej marki duch, agresję, smak, brzmienie i ogólną jakość produkcji tak typową już dla polskiego deathu (z wiatrem przeminęły czasy kiedy porównywało sie tę czy ową polska kapelę do szkoły amerykańskiej, szwedzkiej czy chuj jeden wie jakiej jeszcze). Może się to wydawać niektórym niezbyt ciekawym atutem, bądź też jakimś przejebanym znamieniem, narzuconym podświadomie przez naszych prekursorów nurtu, jednak od kiedy pamiętam, każda licząca się na świecie scena odróżniała się włąśnie tym czymś - własnym brzmieniem i duchem. Mało jest już chyba ignorantów, niepotrafiących przyznać, że z każdym rokiem, kraj nasz coraz poważniej zalewa resztę świata rodzimym, charakterystycznym, rozpoznawalnym materiałem godnym najwyższych, międzynarodowych półek. Owszem, nie ja to wymyśliłem, świat to sam dostrzega, więc nic tylko się cieszyć zarówno zespołom jak i fanom bez których, etc, etc, etc... Mam jednak jedną, jedyną uwagę odnośnie najnowszego krążka Traumy, której nie jestem w stanie sobie tym razem juz odpuścić. Jest to tym samym apel do całej rzeszy kapel starających się promować jak i tych już promujących nasz kraj poza jego granicami. Chodzi mi o to, że materiał jest na tyle poważny i potężny na ile jego najsłabsza część. Stąd też zawieranie w booklecie tekstów angielskich z kolącymi w oczy błędami (i nie chodzi mi tu o tzw. literówki), jakoś nie idzie mi w parze z tak profesjonalną warstwą muzyczną jaką zespół zaprezentował na "DatermiNation". Widzę 3 wyjścia z opresji: Nie zamiaszczać w przyszłości tekstów, zamieszczać teksty po polsku bądź zapewnić korektę i aprobatę tekstów przez osobę do tego w 100% adekwatną, choćby dopłącając do tego z własnej kieszeni. Na tym poziomie naprawdę wypada. [- Lord Darnok]
http://www.trauma.art.pl

back

Copyright © diabolous.com 2002 - 2006